Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brak mu charyzmy, wodzem też nie jest. Za to spokoju można mu pozazdrościć

Włodzimierz Knap
Andrzej Banaś
Minister Władysław Kosiniak-Kamysz zadbał, by ograniczyć możliwość porażki w najbliższych wyborach. W tym celu zamiast otwierać krakowską listę PSL, będzie „jedynką” w okręgu tarnowskim, w którym stronnictwo więcej znaczy

Nie jest typem charyzmatycznego przywódcy ani nawet wyrazistego lidera. _– _Nie szkodzi. Syn nie jest człowiekiem wojny, a porozumienia – twierdzi dr Andrzej Kosiniak-Kamysz. Jest on zarówno ojcem ministra pracy i polityki społecznej, jak i jego podwójnym przełożonym. Ojciec stoi bowiem i na czele małopolskiego PSL, i jest dyrektorem Szpitala Specjalistycznego im. Józefa Dietla w Krakowie. Syn w nim pracuje. Jest internistą z doktoratem.

Władysław Kosiniak-Kamysz mógł być prezesem PSL od czerwca tego roku. –Wszystko zostało przygotowane – zapewnia Andrzej Sztorc, jedyny poseł ludowców z Małopolski. Waldemar Pawlak i jego ekipa mieli się dogadać z ministrem pracy. Ten miał zostać zgłoszony jako kandydat na prezesa w miejsce Janusza Piechocińskiego. _– _Pawlak dałby sobie nie tylko rękę uciąć, że powiedzie się manewr z młodym Kosiniakiem-Kamyszem. Ale tak się nie stało – mówi poseł Sztorc. Piechociński wygrał głosowanie. Dlaczego? _– _Miałem w tym swój udział – z dumą przyznaje Sztorc. –W czasie posiedzenia Rady Naczelnej powiedziałem, że swego rodzaju pucz jest czymś obcym tradycji stronnictwa.

Wielu poszło za mną.Inny polityk PSL mówi nam, że Piechociński i Kosiniak-Kamysz zachowali swoje miejsca w partii, ponieważ na krótko przed posiedzeniem Rady Naczelnej spotkali się i postanowili wystrychnąć na dudka Pawlaka. _– _Obaj uznali, że nie przyszła dobra pora na zmianę. Piechociński zasmakował we władzy, a Kosiniak-Kamysz doszedł do wniosku, że ewentualny słaby wynik w wyborach do Sejmu obciążyłby jego konto jako prezesa – mówi. Dr Andrzej Kosiniak-Kamysz przedstawia inną wersję: _– _Nie było potrzeby, by syn został szefem PSL. Dziś wyżej nie powinien iść. On to rozumie.A sam minister, jak sprawę tłumaczy? Milczy. Nawet nie chce powiedzieć, jak głosował. Nasz informator mówi: Powiedział „nie” Pawlakowi.

W dziejach III RP niewiele osób zrobiło tak błyskotliwą karierę jak Władysław Kosiniak-Kamysz w tak młodym wieku. Mając 30 lat, stanął na czele trudnego resortu.

Związkowcy chwalą go dziś, głównie za ustawę o Radzie Dialogu Społecznego. Rada zastąpi Komisję Trójstronną, ale nowy organ będzie ciałem, w którym rząd nie zajmie, jak obecnie, pozycji hegemona. Wcześniej jednak związkowcy powrót do prac w Komisji Trójstronnej obwarowywali dymisją ministra. –Owszem, postawiliśmy taki warunek – przyznaje Janusz Gołąb, sekretarz prezydium Komisji Trójstronnej z OPZZ, zapewnia jednak, że związkowcy nie mieli zastrzeżeń personalnych do samego ministra. _– _On cały czas był miły. Nie pamiętam, by kiedykolwiek podniósł głos. To typ dżentelmena. Chciał nam pomagać, robił co mógł, ale był ubezwłasnowolniony przez Donalda Tuska i Jacka Rostowskiego – uważa Janusz Gołąb.

Ceni ministra m.in. za wprowadzenie karty dużej rodziny. Chwali go też Marek Lewandowski z „Solidarności”: –_ T_o porządny człowiek, który z niekłamanym szacunkiem odnosi się do innych ludzi. Prywatnie przyznawał nieraz, że zgadza się z naszymi postulatami.

Ale i on ma marne zdanie o możliwościach Kosiniaka-Kamysza jako ministra. –__Tusk i Rostowski ustalali reguły gry ze związkowcami, a on tych zasad się trzymał –mówi. Zdaniem Lewandowskiego błędem ze strony ministra pracy było, że w swoim gabinecie nie miał nikogo, kto byłby znany z dobrych relacji ze związkami. Kogoś, kto stanowiłby przeciwwagę wobec wiceministra Jacka Męciny, związanego ze środowiskiem pracodawców.

Szef resortu pracy zbiera na ogół dobre noty właśnie od pracodawców. _– _Są kwestie, w których się z nim nie zgadzam, ale nie mogę odmówić mu umiejętności prowadzenia dialogu – przyznaje Jeremi Mordasewicz, przedstawiciel Konfederacji „Lewiatan” w Komisji Trójstronnej. Przypomina, że choć związkowcy ministrowi postawili „ordynarne ultimatum”, to ten nie obraził się na nich, przeczekał i podjął ponownie rozmowy. Mordasewicz chwali Kosiniaka-Kamysza za wyciąganie wniosków z niepowodzeń, dar szybkiego uczenia się, uwzględnianie racji wszystkich stron, kulturę osobistą. _– _Nierzadko spotykamy się ze strony ministrów z arogancją i butą – twierdzi.

Trudno spotkać fachowca, który o ministerialnej pracy Kosiniaka-Kamysza miałby mocno krytyczną opinię. A jeśli już taką osobę znajdujemy, to nie chce uzasadnić swojego stanowiska. _– _Nie mam dobrego zdania o jego pracy. Więcej nie powiem – ucina prof. Ryszard Bugaj, ekonomista z PAN.

W III RP na czele PSL nigdy nie stał silny polityk. Po prostu, stronnictwo nie dorobiło się nowego Wincentego Witosa. I Kosiniak-Kamysz nie jest barwną, wyrazistą postacią, ale ma to też zalety – mówi Wiesław Gałązka, znawca marketingu politycznego. – Wielu Polaków ceni sobie umiarkowanych i spokojnych polityków, jeśli w parze z tymi przymiotami idzie potencjał intelektualny. Na tle zdecydowanej większości rodzimych elit politycznych, a zwłaszcza w PSL, minister pracy wypada co najmniej dobrze.

Zdaniem Gałązki ma też inną pozytywną cechę: nie budzi negatywnych emocji. Dr Sergiusz Trzeciak, autor książki „Drzewo kampanii wyborczej, czyli jak wygrać wybory”, nie dostrzega w polityku PSL materiału na wyrazistego lidera. Zwraca jednak uwagę, że jest nadal młodym politykiem, który już dziś potrafi budować swoją pozycję na tym, iż jest postrzegany jako osoba wyważona. Dr Trzeciak zastrzega jednak: To, że wydaje się być typem introwertyka, nie oznacza, iż nie może w przyszłości stać się silnym politykiem. On dojrzewa. Donald Tusk przez kilkanaście lat wydawał się też być bezbarwny.

Na przeszkodzie w karierze politycznej ministrowi pracy stanąć może porażka w wyborach do Sejmu PSL i jego osobista. Partia prawdopodobnie przekroczy 5-proc. próg wyborczy, ale pewności nie ma. Sam minister zadbał, by ograniczyć możliwość porażki. W tym celu zamiast otwierać krakowską listę PSL, będzie „jedynką” w okręgu tarnowskim, w którym stronnictwo więcej znaczy. Taki werdykt zapadł na posiedzeniu wojewódzkiego konwentu wyborczego ludowców. _–_Słusznie oceniono, że w Krakowie szanse na zdobycie mandatu przez Władysława są znikome.

W Tarnowie zaś, jeśli PSL wejdzie do Sejmu, jeden mandat jest pewny mówi Bogdan Pęk, dziś senator PiS, kiedyś prezes małopolskiego PSL i ostatni jego polityk, który mandat poselski zdobył z Krakowa. _– _Rodzina Kosiniaków-Kamyszów wykołowała Sztorca, ale jestem pewny, że wszystko odbyło się zgodnie z ustalonymi zasadami, bo w PSL wybory nie są fikcją –przyznaje Pęk.

Inne zdanie ma Andrzej Sztorc, jedyny poseł PSL z Małopolski. Z Tarnowa. _– _Rodzina Kosiniaków-Kamyszów wycięła mnie z pierwszego miejsca, choć prezes Piechociński mi je zagwarantował – twierdzi. Nie kryje oburzenia: _– _Wobec mnie zastosowano metody z piekła rodem. Myślałem, że minister jest człowiekiem honoru i jako taki będzie otwierał listę PSL w stolicy Małopolski. Jest przecież ministrem, intelektualistą – zaznacza. Zapowiada, że nie zamierza rezygnować z walki o „jedynkę” w Tarnowie.

Ojciec broni syna:– _Na pierwsze miejsce listy tarnowskiej wysunęli go lokalni działacze. Najbardziej jednak boli go zarzut, że on i syn nie mają nic wspólnego z Tarnowszczyzną. – Jesteśmy synami ziemi tarnowskiej__– podkreśla dr Andrzej Kosiniak-Kamysz. Przypomina, że jego rodzina ma z nią ścisłe związki od pokoleń. Swojego syna nie chce oceniać na płaszczyźnie zawodowej. – Je_stem z niego bardzo dumny – mówi, choć nie kryje obaw: _– _Chcę, by łączył pracę polityka z lekarskim powołaniem, leczeniem ludzi.

***

– WŁADYSŁAW KOSINIAK- KAMYSZ ma dziś 34 lata. Od czterech stoi na czele Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

W III RP w młodszym wieku ministerialny fotel objęło tylko dwóch polityków.

– Pochodzi z rodziny, która dała Polsce kilku ministrów i wiceministrów.

Od dekad jest związana z ruchem ludowym. Władysław działalność w polityce zaczynał od młodzieżówki PSL. Współtworzył Forum Młodych Ludowców; w Małopolsce był jego szefem.

– Piętą achillesową ministra są wybory. W 2010 r. został radnym Krakowa tylko dlatego, że startował z listy komitetu Jacka Majchrowskiego. Kiedy ten został prezydentem, wszedł na jego miejsce do rady. W wyborach głosowały na niego 763 osoby.

W 2014 r. bez powodzenia walczył o mandat do europarlamentu. Zebrał 12,7 tys. głosów na Podkarpaciu, prawie 10-krotnie mniej niż Tomasz Poręba z PiS.

– Doktorat z medycyny (o genetycznych uwarunkowaniach cukrzycy) robił w Atlancie i Krakowie, praktykę odbywał we włoskiej klinice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski