Po polskiej stronie Tatr. Zapraszamy na wycieczkę. Wejdziecie z nami na wszystkie szczyty?

Paweł Kurczonek
Paweł Kurczonek
Od góry liczącej niecałe 1400 m do szczytu poza szlakami - w Tatrach każdy znajdzie coś dla siebie.
Od góry liczącej niecałe 1400 m do szczytu poza szlakami - w Tatrach każdy znajdzie coś dla siebie. Paweł Kurczonek / Polska Press
Tatry. Tych gór nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Choć po polskiej stronie znajduje się zaledwie niewielka część tego rozległego pasma, najwyższe góry w naszym kraju nieustannie przyciągają kolejne rzesze turystów. Zapraszamy na wycieczkę po najciekawszych szczytach leżących po polskiej stronie Tatr. Bazą wypadową jest popularne Zakopane.

Spis treści

Sarnia Skała – coś na rozruch

Zanim pójdziemy w wyższe partie gór, warto zrobić sobie rozgrzewkę. Tu doskonale sprawdzi się Sarnia Skała. Góra ma 1377 m n.p.m., a przejście pętelki prowadzącej przez szczyt zajmie ok. 3,5 godziny. Startujemy z parkingu przy wejściu do Doliny Strążyskiej. Czerwony szlak prowadzą nas drogą, na której nie ma jeszcze żadnych przewyższeń. To świetna propozycja na spacer z dziećmi, nie zmęczą się i nie zdążą znudzić. Nad doliną góruje potężny Giewont, którego północną ścianę będziemy widzieć przez większość wejścia na Sarnią Skałę. Po ok. 40 minutach dochodzimy do Strążyskiej Polany, na której odbijamy w lewo i idziemy za czarnymi znakami, które po niecałej godzinie doprowadzą nas do Czerwonej Przełęczy. Część osób może tu stanąć przed niewielkim dylematem i stwierdzić „aaa, nie chce mi się na tę Skałę wchodzić, stąd też wszystko widać.” Szlak w tym miejscu się rozwidla. Jedna odnoga prowadzi dalej, a druga odbija na Sarnią Skałę.

Będąc na Czerwonej Przełęczy nie zastanawiajcie się ani chwili, czy warto poświęcić te dodatkowe 10 minut na wejście na samą Sarnią Skałę. Imponujący widok na ścianę Giewontu, którą widać stąd jak na dłoni z nawiązką zrekompensuje dodatkowy, niewielki wysiłek. Śpiący rycerz ukazuje tu cały swój majestat.

Po zejściu z Sarniej Skały mamy dwie możliwości, albo wrócić się tą samą drogą, albo iść dalej i zejść przez Dolinę Białego żółtym szlakiem. Zdecydowanie polecamy tę drugą opcję, po co wracać tą samą trasą, gdy jest możliwość, by zobaczyć coś nowego.

Giewont – najsłynniejsza góra w Polsce

Pora zdobyć Giewont – bezdyskusyjnie najsłynniejszą i najbardziej popularną polską górę. Do Śpiącego Rycerza prowadzą liczne trasy, żeby nie iść tą samą drogą co na Sarnią Skałę, proponujemy przejście przez Dolinę Bystrej. Startujemy w Kuźnicach, spod dolnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch. Trzymamy się niebieskich znaków, które po mniej więcej 80 minutach marszu doprowadzą nas do najmniejszego schroniska w polskich Tatrach – Schroniska na Kondratowej Hali. Drewniany budynek zbudowany w stylu zakopiańskim jest z pewnością jednym z najładniejszych schronisk w Tatrach i w otoczenie wpasowuje się wręcz doskonale.

Po odpoczynku przy schronisku możemy ruszyć dalej. Trzymając się niebieskiego szlaku, po kolejnych 75 minutach dojdziemy do Kondrackiej Przełęczy. Stąd czeka nas ostatnie 30-40 minut pod górę. W tym miejscu widać również doskonale cel naszej wycieczki – „głowę” rycerza z umieszczonym na niej krzyżem. Ten odcinek jest najbardziej wymagającym fragmentem wejścia na Giewont. Występujące tu trudności techniczne zostały w pewnym stopniu zniwelowane przez łańcuchy. Zdobywając Giewont należy zwracać uwagę na oznaczenia, na odcinku pod wierzchołkiem obowiązuje ruch jednostronny. W górę prowadzi trasa z prawej strony (patrząc z dołu).

Chcąc zdobyć szczyt należy, nawet przy dobrej pogodzie, sprawdzać na bieżąco prognozy i obserwować niebo. Giewont podczas burzy jest szczególnie niebezpieczny. Stojący na nim potężny metalowy krzyż niestety doskonale ściąga pioruny. Na przestrzeni lat, na górze doszło do wielu wypadków porażenia piorunem, w tym śmiertelnych. W sierpniu 2019 roku, w wyniku uderzenia pioruna zginęły tutaj aż cztery osoby, w tym dwoje dzieci. Ponad 150 osób wymagało wówczas hospitalizacji.

Ta statystyka pokazuje również skalę zainteresowania zdobyciem góry. W sezonie potrafią się tu tworzyć długie kolejki turystów. Należy wtedy zachować szczególną ostrożność, zniecierpliwienie to wyjątkowo zły doradca w górach, zwłaszcza na wąskim, zatłoczonym szlaku.

Powrót do Zakopanego z Giewontu jest możliwy kilkoma trasami. Przykładowo można iść za czerwonymi znakami i zejść do znanej już Doliny Strążyskiej lub wrócić tym samym szlakiem i ponownie zawitać do Schroniska na Kondratowej Hali. Tę opcję polecamy szczególnie jesienią, gdy temperatury w górach są niższe, niż latem. W malowniczym schronisku można ponownie się ogrzać, a zejście do Kuźnic będzie bezpieczniejsze. Ten wariant według mapy został wyliczony na mniej więcej 5,5 godz. marszu. Nawet w krótszy jesienny dzień powinniśmy zejść na dół przed zmierzchem.

Kasprowy Wierch – nie korzystamy z kolejki na szczyt

W miarę jedzenia apetyt rośnie. Po rozruchu na Sarniej Skale i zdobyciu jednej z najbardziej popularnych gór w Polsce, nadszedł czas na nieco dłuższą wycieczkę. Przed nami Kasprowy Wierch. Góra licząca 1987 m n.p.m. nie ustępuje popularności Giewontowi. Nie bez przyczyny – na szczyt można wjechać najstarszą w Polsce kolejką linową. A w sezonie, na skorzystanie z tej atrakcji czeka się nawet kilka godzin. I choć wjazd na Kasprowy Wierch z pewnością dostarcza wielu emocji, my proponujemy zdobycie szczytu o własnych siłach.

Ruszamy w tym samym miejscu, co korzystający z kolejki – w Kuźnicach. Nie idziemy jednak tak, jak na Giewont, lecz szukamy żółtych lub niebieskich znaków wiodących w stronę Przełęczy między Kopami. Czas przejścia do przełęczy jedną lub drugą trasą jest podobny, na ukończenie pierwszego etapu wycieczki potrzebujemy ok. 100 minut. A później kolejnych dwudziestu, by dotrzeć do Murowańca – schroniska na Hali Gąsienicowej. Już dojście do tego miejsca dostarcza niezapomnianych wrażeń. Piękna, rozległa hala przyciąga widokami i urzeka niezwykłą mnogością kolorów, a na postrzępione granie otaczających nas gór można patrzeć dosłownie bez końca.

Napojeni i posileni w schronisku ruszamy w dalszą drogę. Żółty szlak prowadzi nas do celu dość stromym podejściem, które z pewnością zmęczy niejednego piechura. Przy górnej stacji kolejki czeka na nas zaplecze gastronomiczne i imponujące widoki na polską i słowacką stronę Tatr. Z Kasprowego Szczytu odchodzą szlaki w różnych kierunkach. Możemy stąd zejść na Słowację, przejść grzbietami na Czerwone Wierchy lub udać się w stronę najtrudniejszych rejonów polskich Tatr – na Świnicę i słynną Orlą Perć. My kierujemy się do punktu wyjścia, idąc za zielonymi znakami w stronę Kuźnic. Schodząc, nie zapomnijcie pomachać turystom w wagoniku kolejki nad Waszymi głowami.

Czerwone Wierchy – dookoła Giewontu

Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak i Kondracka Kopa – te cztery szczyty znane są pod wspólną nazwą Czerwonych Wierchów. Zawdzięczają ją rosnącej na stokach roślinie o nazwie sit skucina. Ten wysokogórski gatunek często już w połowie lata przebarwia się na czerwono, nadając stokom niepowtarzalnych kolorów. To pierwsze szczyty w naszym zestawieniu, których wysokość przekracza 2000 m n.p.m. Najwyższa spośród czterech Czerwonych Wierchów jest Krzesanica, która według pomiarów ma 2122 metry.

Przejście pętelką, która zaczyna się w Dolinie Kościeliskiej nie wiąże się z większymi problemami technicznymi. Konieczne jest minimum kondycji i prowiant na cały dzień. Na pokonanie omawianej trasy należy przyjąć ok. 7,5 godz. marszu plus postoje. A na schronisko będzie można liczyć dopiero pod koniec wędrówki. Z racji większej ilości czasu niezbędnej do przejścia trasy, proponowaną wycieczkę na Czerwone Wierchy najlepiej zaplanować na długie letnie dni, by nie okazało się, że będziemy schodzić po ciemku.

W przypadku tej wycieczki nie zejdziemy do miejsca, z którego ruszamy, dlatego warto tym razem skorzystać z komunikacji publicznej i dojechać do Kir – wylotu Doliny Kościeliskiej. Pierwsze metry szlaku pokonujemy dnem doliny, szeroką drogą, na którą można nawet wybrać się na spacer z wózkiem. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziemy z tym wózkiem iść wyżej. Rodzice z dziećmi mogą zostać na drodze, która prowadzi aż do Schroniska na Hali Omak. Pozostali turyści odbijają dużo wcześniej za czerwonymi znakami. Do Ciemniaka idziemy szerokim, otwartym stokiem, z którego roztacza się piękny widok na Czerwone Wierchy. Nieco dalej, po lewej stronie, widzimy Giewont. Z racji potężnego krzyża umieszczonego na szczycie, tej góry nie sposób pomylić z jakąkolwiek inną.

Równie charakterystyczna jak Giewont jest Krzesanica – najwyższy punkt naszej wycieczki. Góra zawdzięcza nazwę swojej północnej ścianie zwanej krzesaną. Wygląda, jakby jej część została niemal pionowo odcięta i usunięta, tworząc imponująca skalną ścianę. Choć na zdjęciach wygląda to, jakby turyści stali na samym skraju urwiska, w rzeczywistości przejście przez Krzesanicę nie wymaga specjalistycznego sprzętu. Szlak poprowadzony został w bezpiecznej odległości od krawędzi, ale dla pewności osoby cierpiące na lęk przestrzeni powinny się zastanowić przed wejściem na ten szlak.

Z Krzesanicy idziemy już tylko w dół, szerokimi grzbietami Małołączniaka i Kondrackiej Kopy. Powoli okrążamy Giewont, który z tej perspektywy sprawia wrażenie dość niepozornego. A stojąc na Kondrackiej Kopie możemy podjąć kilka różnych decyzji. Jedną jest zejście do znanego nam Schroniska na Kondratowej Hali i dalej w dół do Kuźnic. Drugą – przejście dalej grzbietami na Kasprowy Wierch i zjazd kolejką. W sezonie warto kupić wcześniej bilety, by nie okazało się, że zabraknie dla nas miejsca w niewielkim wagoniku.

Zobacz także

Mięguszowiecki Szczyt – wyprawa dla doświadczonych turystów

Na koniec zostawiamy górę, na którą nie prowadzi żaden szlak i której zdobycie wymaga doświadczenia, bardzo dobrej kondycji i dużej odporności psychicznej. Wymaga również długiego dnia. Całkowity czas przejścia będzie się różnić w zależności od kondycji i doświadczenia turysty, trzeba jednak przyjąć te minimum 10 godzin na zdobycie góry i powrót. Dlatego też należy bardzo starannie zaplanować wyjście. Nie ma tu schronisk, w których można się ogrzać lub posilić, ani strumieni z czystą wodą. Tu liczymy wyłącznie na siebie i na swój ekwipunek.

Turystyka pozaszlakowa w Tatrach jest dozwolona w miejscach, które przeznaczone są do uprawiania taternictwa. Nie oznacza to, że wyjście poza szlak zawsze będzie wymagało specjalistycznego sprzętu, lecz by było zgodne z przepisami, przed wyjściem na wycieczkę konieczne jest wpisanie się do jednej z książek wyjść taternickich. Można je znaleźć w schronisku nad Morskim Okiem, a także w Pięciu Stawach, Murowańcu oraz na Kasprowym Wierchu. Zgłoszenia można również dokonać elektronicznie na stronie Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Planując zdobycie szczytu leżącego poza wyznaczonymi szlakami trzeba wziąć pod uwagę, że przejrzenie klasycznej mapy turystycznej w przypadku tras pozaszlakowych nie wystarczy. Konieczny jest specjalistyczny przewodnik taternicki i szczegółowa mapa zawierająca ścieżki, na których nie wyznaczono żadnego szlaku. Konieczna jest również bardzo dobra znajomość topografii gór. Poza szlakami nie ma znaków, które poprowadzą nas we właściwym kierunku, dlatego bez bardzo dobrego rozeznania w terenie prawdopodobnie nie dotrzemy do celu. Z tego względu lepszym i o wiele bezpieczniejszym rozwiązaniem jest skorzystanie z usług przewodnika. Fachowiec wyposaży nas w niezbędny sprzęt, opowie o tym, jak z niego skorzystać i doprowadzi nas bezpiecznie do celu.

Wyjście na Mięguszowiecki Szczyt to wycieczka, która wymaga sporego doświadczenia. Choć początek trasy na to nie wskazuje. Zaczynamy na popularnej drodze prowadzącej od parkingu do schroniska przy Morskim Oku, tej samej po której jeżdżą słynne wozy konne. Przy Morskim Oku spotykamy się z przewodnikiem, który przekazuje nam niezbędny sprzęt – kaski i uprząż. Po dopełnieniu formalności ruszamy w drogę. Najpierw żółtym szlakiem wspinającym się gwałtownie po stromym zboczu.

Oznakowany szlak zostawiamy za sobą gdzieś w okolicach Mnicha – bardzo charakterystycznego szczytu wyglądającego, jak sterczący mnisi kaptur. To moment, w którym przychodzi czas na założenie kasków. Kamienie spadające z impetem z góry są na tych wysokościach realnym zagrożeniem. Nieco dalej ubieramy uprzęże i wiążemy się liną. Tu kończą się żarty. Przed nami intensywna wspinaczka. Na tym etapie zdajemy się na doświadczenie przewodnika, który pewnie prowadzi nas do celu, pokazuje, którędy najlepiej iść i opowiada o górach widocznych dookoła.

Kilkanaście metrów od wierzchołka czekają na nas dwa najtrudniejsze miejsca podczas całej wyprawy. Pierwsze to wąski grzbiet, którego bokiem się wspinamy. Należy na nim usiąść okrakiem, a później wstać i ruszyć do góry. Tu jeden niewłaściwy krok może skończyć się tragedią. Drugim miejscem, które dla mniej doświadczonych turystów będzie bardzo dużym wyzwaniem jest rozpadlina pod szczytem. Nasz przewodnik przeskakuje ją pewnym susem, jednak nam nakazuje zastanowienie się przed takim skokiem. Po przyjrzeniu się przeszkodzie uznajemy, że dodatkowe obciążenie i narastające zmęczenie nie gwarantują udanego skoku. Opuszczamy się ostrożnie w dół, by później podciągnąć się na rękach na skalną półkę po drugiej stronie. Przed nami ostatnie metry podejścia i stajemy na wierzchołku Mięguszowieckiego Szczytu.

Osoby, które zdobędą górę powinny rozejrzeć się dokładnie pomiędzy skałami. Znajdą wtedy ciężki, metalowy cylinder z grawerunkiem. W środku umieszczono pamiątkową książkę i coś do pisania.

Zobacz także

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Po polskiej stronie Tatr. Zapraszamy na wycieczkę. Wejdziecie z nami na wszystkie szczyty? - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl