Spowiedź wielkanocna. Jak się przygotować? Dlaczego jest tak ważna?

Magdalena Nałęcz (AIP)
O. Śliwiński: Spowiednik zna jedynie głos spowiadającego się
O. Śliwiński: Spowiednik zna jedynie głos spowiadającego się Fot. Piotr Warczak
Święta wielkanocne to najważniejsze święta dla katolików. Jak się do nich przygotować? Jednym z elementów jest na pewno spowiedź. Co trzeba o niej wiedzieć? W rozmowie z Magdaleną Nałęcz mówi o tym ojciec-spowiednik Piotr Jordan Śliwiński.

Przeciętny katolik podchodzi do spowiedzi z dużą niechęcią. Widzę to tak, że albo my czegoś w spowiedzi nie rozumiemy, albo księża spowiadają nas źle. Co według Ojca jest prawdą?
Myślę, że nie tylko przeciętny katolik chodzi do spowiedzi z niechęcią. Niech pani popatrzy chociażby na teksty ks. prof. Józefa Tischnera. On też mówi, że niechętnie się spowiada. Chyba nikt nie mówi z entuzjazmem o własnych grzechach i błędach. Spowiedź to nie jest pójście do SPA, gdzie się relaksujemy. Konfrontujemy się z trudną prawdą o nas samych, więc spowiedź jest trudna z założenia. Nikt rozsądny nie będzie mówił, że to ma być sympatyczna przechadzka z Bogiem. To jest trudna rzeczywistość, domagającą się jakiejś weryfikacji prawdy o samym sobie.

Weryfikacji, czyli?
Czyli nie tylko mówię „Boże, zrobiłem coś źle, proszę wybacz mi”, lecz także chcę się poprawić, obiecać, że nie będę więcej robić złego. To jest poważne zobowiązanie.

Ojciec twierdzi, że grzech to nie jest sprawa indywidualna, ale sprawa całego Kościoła. Współczesnemu człowiekowi indywidualiście bardzo trudno jest przyjąć taką optykę. Jak to zrobić bez poczucia, że robię coś wbrew sobie?
Jeśli mówimy o grzechu, jest on moją indywidualną decyzją, ale skutki sięgają całej wspólnoty. To, że przystępuję do spowiedzi, to nie wybór masażu, który ma mi sprawić przyjemność. To wybór wiary w Chrystusa - ja wierzę, że On przebacza mi mój grzech. Przychodzę do Niego, bo sam sobie nie potrafię z grzechem poradzić. Proszę, żeby mi go wybaczył i dał szansę na życie na nowo

No dobrze, to dlaczego my w ogóle musimy się spowiadać i przechodzić przez te nieprzyjemności, ale tacy protestanci już nie?
My musimy się spowiadać...? My mamy łaskę się spowiadać, proszę pani. W protestantyzmie też pojawia się tęsknota za sakramentem pokuty. Luter zresztą też się spowiadał, a to, co mamy w protestantyzmie teraz, jest efektem późniejszych zmian, które dokonały się w tym Kościele. Tam również jest pojednanie i przeproszenie za grzechy, nie jest tak, że tego grzechu nie ma. Nie ma tam po prostu kapłaństwa, w związku z czym nie może być sakramentalnego rozgrzeszenia w katolickim rozumieniu.

Spowiedź to nie tylko wyznanie grzechów, ale także chęć poprawy. To jest bardzo poważne zobowiązanie

Kiedy spowiedź się w naszym Kościele katolickim pojawiła?
Samo określenie tego sakramentu nastąpiło na Soborze Trydenckim, który w jednym ze swych dokumentów stwierdza, że to Chrystus ustanowił ten sakrament. Tekst soborowy odwołał się do XX rozdziału Ewangelii wg św. Jana, gdzie Chrystus po swoim zmartwychwstaniu mówi apostołom „Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Kościół to rozumie w taki sposób, że wtedy jemu, a konkretnie wspólnocie dwunastu apostołów, a poprzez sukcesję apostolską wszystkim następcom apostołów, udzielono władzy odpuszczania grzechów. Z tej władzy Kościół korzysta. On oczywiście zastanawiał się nad tym, w jakiej formie ma to czynić. Jeśli prześledzimy historię samej dyscypliny pokutnej w Kościele, to była bardzo różna. Niektórzy sądzili, że człowiek może tylko raz przystąpić do spowiedzi.

Raz w całym życiu?
Tak, sądzono, że człowiek, który później popełnia grzechy ciężkie, nie może już otrzymać rozgrzeszenia sakramentalnego, tylko zostaje pozostawiony miłosierdziu Bożemu. Ale Kościół mierzył się też z doświadczeniem grzechu podczas prześladowań, bo obok męczenników byli tacy, którzy nie wytrzymywali sytuacji, w której mieliby oddać życie za wiarę, i się jej zapierali. Kościół zastanawiał się, co z nimi zrobić, bo ci ludzie potem chcieli do tej wspólnoty wrócić. To rozumienie sakramentu pokuty, ciągle coraz bardziej współczujące grzesznikowi, się rozwijało, aż doszło do sytuacji, w której Sobór Trydencki ustalił dogmatycznie, jak ma wyglądać sakrament pokuty i pojednania w formie, w której trwa do dzisiaj.

Mam taką refleksję, że trudno może nam być szczerze żałować za grzechy, o których intelektualnie wiemy, że były złe, ale odczuliśmy je jako przyjemne i to uczucie się wcale wraz z tą wiedzą nie zmieniło. To, co czujemy, musi przy spowiedzi iść w parze z tym, co o grzechu myślimy?
Owszem, grzech może się wiązać z doświadczeniem przyjemności, to nie musi być coś powodującego nieprzyjemności oraz ból mój lub czyjś. To nie jest tak. Grzech jest pewnym działaniem, które się ocenia z perspektywy teologicznej - nieposłuszeństwa wobec Boga i tego, czego on od nas oczekuje. Więc dla kogoś zmagającego się z grzechem obżarstwa subiektywnie przyjemne będzie zjedzenie tortu, nawet na granicy rozstroju żołądka, ale dla oceny tego czynu nie jest zasadnicze, co ten człowiek w sobie przeżywa, tylko odniesienie tego do słowa Bożego i nauki Kościoła.
Zostając przy tym obżarstwie; to jest to jeden z grzechów popełnianych przez pewnie wiele osób, i to cyklicznie. Jaki jest sens spowiadania się z tych grzechów, które popełniamy często i o których możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że popełnimy je znowu?
Z tym że przez wiele to byłbym ostrożny, myślę, że wielu jest również ludzi, którzy mogą niedojadać. Może tak być, że z pewną słabością będę się mierzył dłuższy czas i będę popełniał ten sam grzech. To jest bardzo ludzkie, ale wtedy ciągle mogę do Boga wracać, mówić mu „znowu zgrzeszyłem, ale chcę na nowo próbować żyć według Twojego słowa, Ty mi przebacz”. I Bóg zawsze, jeśli jest szczery żal i wola poprawy, grzech będzie przebaczał.

Żal i wola poprawy... ale ja mam wrażenie, że my nawet nie umiemy się dobrze wyspowiadać.
Ja bym nie przesadzał. Może ma pani rację, że czasami przygotowanie do sakramentu pokuty nie rośnie wraz z nami. Przed pierwszą spowiedzią przed I komunią byliśmy przygotowani.

I większość z nas na tym poziomie przygotowania przedkomunijnego pozostaje.
Nie dysponuję badaniami, żeby powiedzieć „większość” czy „mniejszość”; wiem, że dziś te procesy są dużo bardziej skomplikowane. Na pewno ma pani rację w tym sensie, że aby podejście do spowiedzi rosło wraz z nami, potrzeba weryfikacji mojego rachunku sumienia i podejścia do tego sakramentu. Trudno, żeby się osiemnastolatek spowiadał jak dziecko pierwszokomunijne. Ten sakrament nie może być zinfantylizowany. To jest też duże wyzwanie przed nauczaniem Kościoła, który musi wskazywać pogłębione podejście do sakramentu pokuty i pojednania i docierać z nim do ludzi.

Kiedyś u dominikanów usłyszałam, że dobrze jest podczas spowiedzi dać się księdzu trochę poznać, podać swoje imię, powiedzieć, gdzie się studiuje czy pracuje. Zawiązywana wtedy więź ma pomóc księdzu w umieszczeniu naszych grzechów w odpowiednim kontekście?
Tak, myślę że właśnie temu przede wszystkim służy. Pamiętajmy, że w naszych polskich konfesjonałach jest tak, że jedyna wiedza, jaką spowiednik dysponuje o penitencie, to jest jego głos. Nie widzi go przez kratki, więc ma problem z oszacowaniem, kto to jest, jak do niego mówić. Informacja o wykonywanym zawodzie i wieku pozwala lepiej dostosować naukę do danej osoby. Może się zdarzyć, że jakiś młodzieniec przechodzący mutację będzie mówił głębokim basem i otrzyma naukę skierowaną do dorosłego człowieka, której nie zrozumie. Tego typu informacje, które i tak pozostają tajemnicą konfesjonału, pomagają adekwatnie pomóc w przeżyciu sakramentu pokuty.

W swojej książce pisze Ojciec, że Kościół odchodzi już od akcentu sądowego, jaki kiedyś nadawano spowiedzi przez m.in. nakładanie biretu na głowę spowiednika. Ale to przyznanie, że ciągle mamy w kościele pancerny konfesjonał, a w nim kratkę, przez którą mało co widać, powoduje, że te zmiany wcale nie są dla mnie takie oczywiste. Nie byłoby lepiej, gdyby spowiednik po prostu usiadł obok spowiadającego się i nawiązał z nim rozmowę?
Architektura konfesjonału wynika chociażby z ustaleń Kodeksu Kanonicznego, który podkreśla potrzebę kratki, natomiast nie daje szczegółowych wytycznych w tym zakresie. Konfesjonały w tej klasycznej konstrukcji drewnianych szaf, które znamy, to jest pomysł Karola Boromeusza, więc to dosyć leciwy wynalazek. W wielu polskich kościołach są również konfesjonały, w których można usiąść, porozmawiać, jest nawet klimatyzacja. Zmiany w tym zakresie się dokonują.

Jest Ojciec ich zwolennikiem?
One są konieczne, bo te stare konfesjonały są tak niewygodne, że nawet trudno w nich klęczeć. Zgodnie z zaleceniami prawa kanonicznego powinny jednak mieć opcję z kratą.

Czemu?
Komuś może być trudno mówić swoje grzechy, patrząc w oczy spowiednika. I to jest normalne, bo niektórych grzechów nie chcemy powiedzieć do lustra, a co dopiero do drugiego człowieka, nawet jeśli ten jest w tym przypadku reprezentantem Boga. Kratka może nam pomóc. Ale są miejsca, gdzie to penitent wybiera, czy chce usiąść za kratką, czy przy stoliku i porozmawiać ze spowiednikiem.
Są jakieś uniwersalne grzechy, które popełniamy niezależnie od wieku, poziomu wykształcenia?
Na pewno w uniwersalnych grzechach ludzkich nie wyjdziemy poza 10 przykazań. I warto jest robić sobie według nich rachunek sumienia, oczywiście odpowiednio szeroko r ozumiany. Formy się zmieniają i można ukraść lizaka z supermarketu, a można ukraść dwa miliony nie płacąc uczciwie podatków. Jedno i drugie pozostanie w istocie jakąś kradzieżą aczkolwiek waga każdego z tych czynów będzie inna, bo wartość skradzionej rzeczy jest różna. Z drugiej strony zabranie żebrakowi pieniędzy może go pozbawić jakichkolwiek środków do życia, nawet jeśli kwota zabranych pieniędzy nie będzie duża. Widać więc jasno, że okoliczności wpływają też na ocenę konkretnego czynu, ciężkości grzechu. Rozróżniamy w teologii katolickiej grzech lekki od śmiertelnego. Ten ostatni musi być popełniony z pełną świadomością i dobrowolnością - a więc nie np. przez pomyłkę oraz musi dotyczyć ważnej materii, a więc nie tego, że komuś pokazałem język

Czy na spowiedzi powinniśmy wyjawiać księdzu tylko grzechy ciężkie?
Do tego, żeby dobrze przeżyć sakrament pokuty i pojednania, potrzebny jest dobry rachunek sumienia, podczas którego należy uświadomić sobie wszystkie popełnione od ostatniej ważnej spowiedzi grzechy ciężkie, inaczej zwane śmiertelnymi. I za każdy z nich muszę żałować. Jeśli chodzi o grzechy lekkie, to muszę oczywiście żałować za wszystkie, ale mogę wymienić tylko niektóre, np. te najczęściej powtarzające się. Ciężkie należy wyznać razem z ich okolicznościami, bo te wpływają na ich rozumienie. Jest w końcu różnica między tym, czy ukradłem 10 zł, czy 10 tys. zł.

A wyznanie jakich grzechów przychodzi nam z największym trudem?
Ludziom bardzo trudno jest na przykład rozmawiać o materii związanej z seksualnością. To jest oczywiste, bo jest sfera bardzo intymna. Ale wiele tu zależy od konkretnego człowieka. Jeden może się potwornie wstydzić, że coś ukradł, a ktoś inny, bo stracił cierpliwość i kogoś zwymyślał.

Spowiedź to konfrontacja z trudną prawdą. Jeśli ksiądz wie coś o spowiadającym się, może do niego dostosować naukę

Z wieloletniej praktyki spowiedniczej Ojca można wysnuć wniosek, że jest jakaś tendencja do coraz lepszego lub coraz gorszego spowiadania się?
To by się domagało bardziej pogłębionych badań socjologicznych niż obserwacji jednego człowieka. Myślę, że tak jak pokazują badania socjologów z KUL, dominuje model dychotomiczny, czyli ludzie, którzy chodzili do spowiedzi rzadko, pojawiają się na niej jeszcze rzadziej, natomiast ci, którzy do niej chodzą - chodzą jeszcze częściej, a na dodatek stawiają spowiednikowi coraz wyższe wymagania związane nie tylko z oceną moralną takiego czy innego czynu, lecz także szukają tego, co w praktyce duchowej Kościoła nazywa się kierownictwem duchowym.

Na czym to kierownictwo polega?
To nie jest już tylko pomoc w unikaniu grzechu, na poziomie moralnym, to też rodzaj poradnictwa, jak być lepszym chrześcijaninem i lepiej iść za Chrystusem.

Czyli to są spotkania odbywające się już poza konfesjonałem?
Kościół doradza, aby tak były prowadzone, ale czasami ktoś przynosi do konfesjonału takie problemy, np. po wyznaniu grzechów mówi, że ma problemy z modlitwą i prosi o poradę. Wtedy obok przebaczenia grzechu spowiednik może mu podać jakieś proste rady.

Skoro mówimy już o kierownictwie duchowym, to przyszła mi na myśl jeszcze jedna kwestia, mianowicie posiadanie swojego stałego spowiednika. To jest dla naszego życia duchowego bardziej efektywne rozwiązanie?
Z tym wiąże się pewna pułapka, bo może nam być przed nim wstyd, podczas którejś z kolei spowiedzi, że nie udało nam się czegoś pokonać, i taką rzecz przed księdzem zataimy. Stały spowiednik, który łączy tę funkcję spowiedniczą z kierownictwem duchowym, jest dobrym wyborem dla kogoś, kto szuka jasnego postępu w życiu duchowym. Mając doświadczenie przebytej przez człowieka drogi, pomoże mu adekwatniej.

***

O. Piotr Jordan Śliwiński - kapłan, kapucyn, spowiednik, współtwórca Szkoły dla Spowiedników, wykładowca filozofii, autor publikacji dotyczących m.in. sakramentu pokuty i pojednania, w tym książki „Spowiedź nie musi bardzo boleć” (wydawnictwo WAM)

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl