Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera Art-B jest już skończona. Przedawniła się

Marcin Rybak
Andrzej Gąsiorowski przez przeszło 22 lata nie mógł wyjechać z Izraela nie ryzykując aresztu. Dziś jest wolny. Najprawdopodobniej w maju przyjedzie do Polski - zdradza nam jego adwokat
Andrzej Gąsiorowski przez przeszło 22 lata nie mógł wyjechać z Izraela nie ryzykując aresztu. Dziś jest wolny. Najprawdopodobniej w maju przyjedzie do Polski - zdradza nam jego adwokat fot. Wikipedia
Mieszkaniec Wałbrzycha Andrzej Gąsiorowski uciekał z Polski w sierpniu 1991 roku ścigany przez prokuraturę i tajne służby. Jako pierwszy aferzysta III RP. Dziś może wrócić. Co z aferą?

Mieszkaniec Wałbrzycha Andrzej Gąsiorowski, ścigany od 1991 roku, będzie mógł wrócić do Polski. Warszawska Prokuratura Okręgowa uchyliła międzynarodowy list gończy. To koniec - choć nie ostateczny - najgłośniejszej polskiej afery ostatniego ćwierćwiecza. Afery Art-B.

To sprawa o 400 milionów

Gąsiorowski podejrzany był o wyłudzenie z "polskiego systemu bankowego" przeszło 400 milionów złotych. Od sierpnia 1991 roku mieszkał w Izraelu. Jako obywatel tego kraju był bezpieczny, bo polskie władze nie mogły doprowadzić do jego ekstradycji. Nie mógł jednak wyjechać do żadnego innego kraju. Bo tam zostałby zatrzymany na podstawie międzynarodowego listu gończego i odesłany do kraju.

W lutym - przeszło 22 lata od ucieczki Gąsiorowskiego z kraju - warszawska Prokuratura Okręgowa umorzyła zarzuty, w oparciu o które wałbrzyszanin ścigany był listem gończym. Wciąż jest podejrzany o działanie na szkodę spółki Art-B, której był wspólnikiem, ale nie ma powodów, by ścigać go listem gończym.

Dlatego kilkanaście dni temu warszawska Prokuratura Okręgowa odwołała list gończy i zrezygnowała z postanowienia o aresztowaniu Gąsiorowskiego na siedem dni od dnia zatrzymania.

- Prawdopodobnie w maju przyjedzie do Polski - mówi nam pełnomocnik wspólnika Art-B, znany wałbrzyski adwokat Wojciech Koncewicz.

Mniej szczęścia od Gąsiorowskiego miał jego wspólnik z Art-B Bogusław B. - jeszcze w latach 90. wyjechał z Izraela. W Szwajcarii zatrzymano go i odstawiono do Polski, gdzie - z powodu tych samych zarzutów o wyłudzenie owych setek milionów - skazano go na 9-letni wyrok. Niedawno Bogusław B. znowu trafił do aresztu. Tym razem podejrzany o "pranie brudnych pieniędzy".

"Oscylator" z Wrocławia
O co chodziło z tymi milionami? Ano o legendarny "oscylator". Taki przekręt dziś już nie mógłby się zdarzyć. Jest zbyt nowocześnie. Przelewy gotówki z jednego konta na drugie dokonywane są błyskawicznie za pomocą elektroniki, komputerów, sieci i internetu.

Ale na początku lat 90. komputery to była nowość, a o internecie nikt jeszcze nie słyszał. Pieniądze z banku do banku szły wiele dni. A przepisy prawa - odziedziczone po PRL-u - nie przewidziały, co się może wydarzyć.

Firma Art-B wykorzystała te wszystkie słabości. Jej pracownicy wozili dokumenty z banku do banku znacznie szybciej niż trwało to w oficjalnym obiegu. Bywało, że wykorzystywano samolot - utrzymują warszawscy śledczy. Efekt? Ta sama kwota pieniędzy przez kilka dni zapisana była na rachunku w dwóch różnych bankach. Przy wielkich kwotach, którymi obracano, odsetki od takiej operacji dały setki miliardów starych złotych. Dziś to przeszło 400 milionów. Dla porównania: wrocławskie Narodowe Forum Muzyki to koszt 350 mln złotych.

Oscylator - napisała prokuratura w niedawnej decyzji o umorzeniu śledztwa - był prowadzony w "ośrodku wrocławskim" firmy Art-B. To tu cała - skomplikowana prawnie i finansowo procedura - była przygotowana.

Art-B to był wielki koncern?
Andrzej Gąsiorowski w 2011 roku - w wywiadzie dla "Gazety Wrocławskiej" - opowiadał, jaką potęgą była Art-B. Mówił, że w 1990 roku miała majątek wart 120 mln dolarów, wypracowała 30 mln dolarów zysku, zatrudniała setki wybitnych fachowców.

Firma podzielona była na jedenaście departamentów. Swoimi pieniędzmi - co przypomniał nam Gąsiorowski - ratowała przed bankructwem fabrykę traktorów w Ursusie. Choć zaczynali od sprowadzania elektroniki i sprzętu AGD z Korei Południowej.
"Oscylator"? Gąsiorowski przekonywał nas, że ta operacja nie była nielegalna. Opowiadał, że mechanizm ten wyjaśniał najważniejszym - wówczas - osobom w państwie, że proponowano mu udział w finansowaniu polityków z Porozumienia Centrum (partii kierowanej wówczas przez braci Kaczyńskich - M.R.). Właśnie za pomocą mechanizmu "oscylatora". Od lutego to już temat dla historyków, a nie prawników. Były wspólnik Art-B Bogusław B. został prawomocnie skazany m.in. za "oscylator". Choć również za inne przestępstwa, w tym za korupcję. Wyrok odsiedział.

Sprawa Gąsiorowskiego nigdy nie stanie przed sądem. Ostatecznie prokuratura przyjęła, że owe 400 mln nie zostało wyprowadzone z "systemu bankowego", tylko z jednego z komercyjnych banków. Nieistniejącego już dziś katowickiego Banku Handlowo-Kredytowego. Dodajmy, że już w 2011 roku obrońca Gąsiorowskiego przekonywał, że sprawę należy umorzyć. Próbował uzyskać dla klienta "list żelazny", czyli sądowe zapewnienie, że nie będzie aresztowany o ile wróci do kraju i stawi się na przesłuchaniu. Ale sąd na to się nie zgodził. Dziś Gąsiorowski bez przeszkód może wrócić do Polski. Może też podróżować po świecie bez ryzyka, że po pierwszej paszportowej kontroli trafi do ekstradycyjnego aresztu.

Art-B wciąż w likwidacji

A co z firmą? Jej centrala była w Cieszynie na Śląsku. I tam też firma została postawiona w stan likwidacji i ten proces wciąż trwa.

Likwidatorem firmy jest Jerzy Cyran. Jak w 2011 roku mówił "Dziennikowi Zachodniemu" przez 2o lat firma prowadziła setki procesów i odzyskała przeszło 250 mln dolarów. A do odzyskania są kolejne miliony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska