- Około godziny 11 sprzątałam klatkę schodową, bo akurat tego dnia miał przyjść ksiądz po kolędzie. Nie widziałam żadnych puszek po piwie, niedopałków papierosów. Nikogo na klatce nie było. Gdybym wiedziała, że tak to się stanie, to bym w ogóle tej klatki nie zmywała - zeznawała na piątkowej rozprawie jedna z sąsiadek z bloku w Sokółce, w którym zamordowano Agnieszkę Michniewicz.
- Dlaczego? - dopytywał się sędzia Sławomir Cilulko.
- By nie było podejrzeń, że jakieś ślady zmywam czy co - odpowiedziała.
Na ostatniej rozprawie przesłuchani sąsiedzi twierdzili, że w dniu zabójstwa - 21 stycznia 2009 roku, nie słyszeli żadnych niepokojących odgłosów z mieszkania zajmowanego przez Agnieszkę Michniewicz, jej babcię i siostrę. Mówili, że krzyki zaczęły się dopiero wtedy, kiedy babcia znalazła zmasakrowane zwłoki wnuczki.