Kobieta przebywa w areszcie, a we wtorek przesłuchano kolejnych świadków. Niektóre zeznania są wyłączone z jawności, ale w czwartek odbyły się m.in. przesłuchania nauczycielek, które pracowały w szkole, do której uczęszczało kilkoro dzieci.
Wychowawczyni jednego z chłopców opowiada, że miała z nim kontakt jedynie przez ok. półtorej godziny. Chłopiec miał przyjść na lekcje bardzo zdenerwowany. Krzyczał po ukraińsku, że nie chce być w szkole, nie chciał także wejść do klasy. Z pomocą innych ukraińskich dzieci udało się go namówić na zabawę, dostał także prezent powitalny w postaci artykułów szkolnych.
Podczas lekcji religii, jedna z nauczycielek opiekowała się dziećmi, które na nią nie uczęszczały. W tym czasie dzieci miały się lepiej poznać.
- Chłopiec wydawał się zaangażowany, ale dopóki coś mu nie wyszło, zdenerwował się i wybiegł na korytarz i znowu krzyczał, że nie chce tu być. Pani z portierni go przyprowadziła, znów zaczął krzyczeć, rzucać doniczkami i kwiatami, brał krzesła, odwrócił je i nogami chciał zrobić nam krzywdę, zaczął krzyczeć, drapać jedną nauczycielkę, pomagała pani sprzątająca, która była Ukrainką, żeby pomagała tłumaczyć - opowiada nauczycielka, która wyjaśnia także, że szkoła otrzymała wcześniej informację, że dziecko jest po trudnych doświadczeniach i należy unikać kontaktu fizycznego, bo może on być dla chłopca trudny.