Lech Poznań pojechał do Lizbony, po jak najmniejszy wymiar kary. Zapowiedzi o walce, póki istnieją chociaż minimalne szanse na awans okazały się pustymi słowami. Dariusz Żuraw wystawił skład, który nie miał prawa nawet postraszyć Benfiki. A wszystko po to, by kluczowi piłkarze trochę odpoczęli przed ważnymi meczami w ekstraklasie.
Oto pięć wniosków po meczu w Lizbonie
1. Cztery wesela i pogrzeb
Z euforii jaka wybuchła w Wielkopolsce po świetnych kwalifikacjach Lecha Poznań w Lidze Europy i wylosowaniu takich rywali jak Benfica, Rangers czy Standard, pozostał wielki smutek i sportowy kac. Nie jest żadną przyjemnością oglądanie meczu, którego wynik przesądzony jest już przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Trener Dariusz Żuraw wystawiając rezerwowych na taki zespół jak Benfika, musiał zdawać sobie sprawę, że ten mecz skończy się klęską. Pojedynki z renomowanymi przeciwnikami miały być świętem, a kończą się nieprzyjemnym obowiązkiem wyjścia na boisko i walką o przetrwanie z jak najmniejszą karą. Można zrozumieć decyzję trenera. Wszyscy wiemy, że poziom paliwa w baku Kolejorza jest blisko rezerwy. Lecz po tym co widzieliśmy w pierwszym meczu przeciwko Benfice, to było żałosne widowisko.
Nawet komentatorzy i eksperci telewizyjni myli zażenowani produktem jaki na ekrany dostarczył Lech i nie bardzo wiedzieli jak odnieść się do tego, co zobaczyli w Lizbonie
2. Lech nie był przygotowany na sukces
Trzeba sobie powiedzieć otwarcie, że władze Lecha nie były zupełnie przygotowane na sukces w postaci gry w Lidze Europy. Okazało się, że kadra jaką dysponował Żuraw w październiku była skrojona tylko na rywalizację w ekstraklasie. Aktorów drugiego planu, którzy w trybie last minute dołączyli tuż przed zamknięciem okna transferowego, trudno nazwać wartościowymi zmiennikami. Mecz w Lizbonie pokazał przepaść między umiejętnościami kluczowych graczy i rezerwowymi. Słowa dyrektora sportowego Tomasza Rząsy, o tym, że Kolejorz ma wystarczjącą dobrą kadrę, by radzić sobie na trzech frontach brzmią delikatnie mówiąc niepoważnie.
3. Wizerunkowa klęska
Lech zademonstrował w Lizbonie prymitywną piłkę. Z tym stylem miał definitywnie skończyć. Niestety nie miał żadnych argumentów piłkarskich, by w jakikolwiek inny sposób przeciwstawić się Benfice. Po tych wszystkich pochwałach jakie spadły na Lecha po meczach transmitowanych w otwartej telewizji, poznański klub zrobił dwa kroki w tył. Polska drużyna pokazała się jak...polska drużyna. Toporna, przestraszona, wyglądająca jak nieproszony gość na salonach. Tracąca gole w banalny sposób.
Byliśmy świadkami defilady mercedesów, którym towarzyszyły trabanty