Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porażka Arki w Chorzowie

Marek Stern
Arkadiusz Gola
Trwa fatalna passa żółto-niebieskich, którzy przegrali kolejny mecz o ligowe punkty. Tym razem z Ruchem 0:1.

Z nadziejami na dobry wynik i na pierwsze w lidze punkty pojechali do Chorzowa piłkarze Arki. Nadzieja i dobre chęci to jedno, ale boiskowa rzeczywistość, to już zupełnie inna sprawa. Jedna bramka zdobyta przez Artura Sobiecha wystarczyła Ruchowi do skromnego zwycięstwa, a szanse na remis Arka miała dwie minuty przed końcem meczu, ale wówczas Grzegorz Niciński nie wykorzystał rzutu karnego.

Gdynianie zaczęli ten mecz ostrożnie i już w 6. minucie mogli stracić bramkę. Na szczęście ryzykownym wślizgiem uratował sytuację Maciej Szmatiuk. Dwie minuty później, ale tylko ze względów statystycznych, mogliśmy odnotować pierwszy celny strzał gości na bramkę Ruchu. Autorem był Marcin Wachowicz, jednak futbolówkę bez najmniejszych kłopotów wyłapał Krzysztof Pilarz. Bardziej zdecydowani w atakach byli jednak gospodarze i w 13. minucie spotkania oko w oko z Andrzejem Bledzewskim stanął Wojciech Grzyb. Bramkarz Arki umiejętnie jednak skrócił kąt strzału i wyszedł z tego pojedynku zwycięsko.

Gdynianie odpowiedzieli bardzo dobrą akcją w 16. minucie. Bartosz Ława minął dwóch rywali, zagrał w pole karne do Tomasza Sokołowskiego, ale strzał tego ostatniego w dobrym stylu obronił Pilarz. Szkoda, bo była to dobra okazja do zdobycia prowadzenia.

Kolejnej bramkowej szansy nie zmarnowali za to chorzowianie. Bardzo aktywny w tym meczu Andrzej Niedzielan uciekł Łukaszowi Kowalskiemu, dośrodkował przed bramkę Arki, a tam Michał Płotka nie zdołał upilnować Artura Sobiecha, który z kilku metrów posłał futbolówkę do siatki. Bledzewski był bez szans, ale uzasadnione pretensje mógł mieć zarówno do Kowalskiego, jak i Płotki. Ruch od 20 minuty prowadził z Arką 1:0.

Chorzowianie nie zamierzali zadowalać się minimalnym prowadzeniem i nadal atakowali. Najbliżej szczęścia był w 24. minucie Sobiech, ale nie trafił do bramki, a w 26. minucie strzał Gabora Straki za-blokował tuż przed bramką Płotka. Ofensywne aktywa gdynian do przerwy to mocny, ale niecelny strzał Ławy z około 12 metrów. Ruch po 45 minutach gry prowadził więc zasłużenie.

Drugą połowę spotkania goście rozpoczęli z jedną zmianą. Na boisku nie pojawił się jednak drugi napastnik, a przetasowania nastąpiły w defensywie. W szatni został Płotka, który zgłosił uraz mięśnia, Adrian Mrowiec zagrał więc na środku obrony, a wprowadzony do gry Dariusz Ulanowski zajął zwolnione przez Mrowca miejsce defensywnego pomocnika. Zamiast szukać gry do przodu, odrobienia minimalnej straty, gdynianie nadal postanowili przede wszystkim bronić dostępu do własnej bramki. Za taką taktykę mógł ich ukarać w 60. minucie Sobiech, ale młody napastnik Ruchu, który wygrał pojedynek biegowy z obu stoperami Arki, w finale tej akcji zamiast strzelać, praktycznie podał piłkę do Bledzewskiego.
Podopiecznym trenera Marka Chojnackiego nie można jednak w drugiej połowie odmówić prób ataku i przejęcia inicjatywy. W dobrej sytuacji, po podaniu Ławy, znalazł się Tadas Labukas, ale atakowany przez dwóch rywali nie miał już miejsca do oddania strzału. W 64. minucie Labukas dobrze odegrał piłkę głową Wachowiczowi, ale ten z linii pola karnego strzelił obok bramki. W 75 minucie na boisku, za Sokołowskiego, pojawił się Przemysław Trytko. Teoretycznie powinien to być sygnał do ataku dla gości, ale nic takiego nie nastąpiło. Arka chcia- ła, ale nie umiała, a kontrataki gospodarzy były groźne.

W 84. minucie rolę męża opatrznościowego Arki otrzymał Grzegorz Niciński. Gdynianie zmienili ustawienie na 4-3-3 i ten zdecydowanie bardziej ofensywny wariant mógł przynieść powodzenie. W 86. minucie Krzysztof Nikiel sfaulował w polu karnym Trytkę i sędzia słusznie podyktował rzut karny. Do piłki oddalonej 11 metrów od bramki Ruch podszedł Niciński i... strzelił słabo w kierunku prawego rogu, a Pilarz bez kłopotów złapał piłkę. W tej sytuacji stało się jasne, że Arka tego meczu nawet nie zremisuje.

- Nasza sytuacja robi się dramatyczna - przyznał po meczu Sokołowski. - Po trzech meczach nadal jesteśmy bez punktu. W Chorzowie chcieliśmy wygrać, a jeden punkt był praktycznie na wyciągnięcie ręki. Szkoda tego niewykorzystanego karnego, a z drugiej strony żal mi Grześka. W poprzednim sezonie kilka razy ratował nas z opresji, a teraz ten strzał mu nie wyszedł - zakończył Sokołowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki