
1. Fotele z masażem
Któż z nas nie marzył podczas długiej podróży, aby zafundować sobie relaksujący i poprawiający nastrój masaż. Bolące plecy i zmęczenie dają się we znaki podczas jazdy, ale z drugiej strony, jak często korzystalibyśmy z tego rozwiązania? Wszelkie za i przeciw, odnośnie sensowności wyboru tego wartego zazwyczaj kilka lub kilkanaście tysięcy złotych wyposażenia, rozbijają się o to, jak często będziemy z tego korzystać i czy to w ogóle jest potrzebne.
Taki dodatek z pewnością docenią ci, którzy podróżują dużo i pokonują dalekie trasy, jak również kierowcy cierpiący na bóle kręgosłupa. W innym przypadku to tylko ciekawy i kosztowny gadżet, którym możemy zaimponować pasażerowi. Poza tym w większości przypadków „masaż” ogranicza się do wibracji, które zamiast relaksować mogą jedynie irytować. Rezultat? Przestajemy z tego korzystać i w głębi duszy żałujemy, że zamiast tego nie wybraliśmy innej opcji w konfiguratorze.

2. Elektryczna regulacja kolumny kierownicy i foteli (w przypadku jazdy tylko solo)
Kolejny element wyposażenia, który często zostaje zapomniany i przypomina o sobie wtedy, gdy ulegnie awarii. Mowa o elektrycznej regulacji kolumny kierownicy i foteli. Jest to oczywiście bardzo wygodne i komfortowe rozwiązanie, ale…. Tylko raz. W końcu jak często regulujemy fotel i kierownicę? Zazwyczaj wystarczy tylko raz i potem cały czas korzystamy z tej samej, ustawionej na początku, komfortowej pozycji. Ewentualne korekty można wykonać ręcznie – nie jest to szczególnie męczące.
Naturalnie jest kilka wyjątków, w których elektryczna regulacja ma uzasadnienie. Jeśli autem podróżuje wielu kierowców, którzy mają różne gabaryty i preferencje, elektryczna regulacja z pamięcią ustawień będzie niezwykle wygodna, gdyż wyeliminuje irytującą konieczność modyfikowania wszystkich ustawień po poprzednim prowadzącym. Kolejnym argumentem „za” są fotele z wieloma możliwościami ustawień. W nowoczesnych autach z wyższych segmentów możemy wyregulować nie tylko wysokość fotela, odległość od kierownicy czy też kąt oparcia, ale również odcinek lędźwiowy, fragment pod udami, boczki itp. Ręczne ustawianie tych wszystkich płaszczyzn byłoby niemożliwe.

3. Ekrany w zagłówkach
Dla kierowcy – zupełnie zbędne. Zazwyczaj bardzo drogie ekrany docenią głównie pasażerowie jadący z tyłu, szczególnie dzieci, oraz rodzice, którzy… mają święty spokój podczas długich podróży. Oczywiście o wiele lepiej zająć dzieci czymś inspirującym i pobudzającym wyobraźnię, ale porady wychowawcze odkładamy na bok i skupiamy się na opłacalności. Czy to ma sens? Prawdę mówiąc – średnio. Koszt takiego akcesorium jest bardzo duży, zaś jego funkcjonalność mocno ograniczona. Świetnym substytutem może być tradycyjny tablet w specjalnym uchwycie. Tańsze, posiadające multum dodatkowych opcji oraz funkcji i co najważniejsze, mobilne rozwiązanie.

4. Fabryczna nawigacja satelitarna
Jakiś czas temu fabryczna nawigacja w aucie była synonimem luksusu i prestiżu. Obecnie coraz częściej rezygnuje się z tego wyposażenia, bowiem alternatywne rozwiązania mają więcej sensu i są po prostu bardziej opłacalne. Problemem jest oczywiście kwestia aktualizacji. O ile przez pierwsze lata po zakupie mapa jest w miarę aktualna, a i sam producent serwuje aktualizacje, tak po pewnym czasie wbudowana nawigacja przestaje mieć sens, bowiem korzystanie ze starych map jest niewygodne, irytujące, a nawet niebezpieczne.
Dróg w naszym kraju, na całe szczęście, z roku na rok przybywa, wiele z nich zmienia układ lub organizację, więc aktualizacje raz na rok, raz na kilka lat lub kompletny brak nowych map sprawia, że fabryczna nawigacja staje się bezużyteczna. Nie było by w tym wielkiej tragedii, gdyby nie fakt, że koszt fabrycznej nawigacji jest bardzo wysoki – niekiedy nawet 5-10 tysięcy złotych. Dlatego też producenci coraz częściej zamiast fabrycznej nawigacji oferują systemy współpracujące ze smartfonami i wykorzystujące ich nawigację opartą np. na mapach Google.