12 listopada 1939 roku pod Sukowicami niedaleko Kędzierzyna-Koźla wydarzyła się jedna z największych i najtragiczniejszych katastrof kolejowych tamtych czasów. W zderzeniu dwóch pociągów na jednotorowej linii Kędzierzyn-Baborów zginęło na miejscu prawie 60 osób, kolejne zmarły w szpitalu. Oba pociągi spotkały się 500 metrów od stacji w Sukowicach. Skład z Kędzierzyna zwolnił przed zakrętem i niewielką górką, natomiast ten z Baborowa właśnie nabierał prędkości. Obsługa parowozu jadącego z Baborowa, widząc, co się święci, wyskoczyła, załoga drugiego nie zdążyła. Zderzenie było tak silne, że obie lokomotywy wbiły się w siebie.
Pierwszy wagon pociągu z Baborowa został całkowicie zmiażdżony, drugi do połowy. Następny przesunął się na dach innego wagonu. Wszędzie było słychać jęki rannych i konających. Na miejsce katastrofy przybiegli mieszkańcy Sukowic, Zakrzowa i innych okolicznych wsi, próbując ratować zakleszczonych we wrakach wagonów.
Po kilkudziesięciu minutach nadjechał z Raciborza pociąg ratowniczy (Lazarettzug) z lekarzami i sprzętem medycznym. Zniszczone wagony, rozcinano palnikami siekierami i piłami, żeby wydostać uwięzionych żywych i zmarłych. Lekarze operowali ciężko rannych na miejscu. Potem transportowani oni byli do szpitali w Koźlu, Głubczycach, Raciborzu i Opawie.
Dziś miejsce katastrofy upamiętnia skromny metalowy krzyż, z napisem "Boże zmiłuj się nad ofiarami wypadku kolejowego 12.11.1939", który stoi obok przejazdu kolejowego w Sukowicach.