
Tamtej listopadowej nocy wracał (w sztok pijany, jak twierdzi) ze wspaniałej imprezy imieninowej. Świętowało z drobnym wyprzedzeniem aż 4 Andrzejów. Na typowo męskiej, składkowej zabawie panowie spotkali się w domku jednego z nich, w Silnie. Tutaj bawili się przy ognisku, gitarze i różnych alkoholach. Przekąszali kluchami, golonką, bigosem i ciastem. Po godzinie 2.30, jako jeden z ostatnich, Romuald B. opuścił miejsce zabawy. Twierdzi, że był tak pijany, że nie pamięta czym dokładnie wrócił z kolegami do Torunia i w gdzie na starówce go wysadzono. - Wyszedłem z imprezy, koledzy mnie przywieźli i znalazłem się w swoim łóżku. Tyle pamiętam - utrzymywał w sądzie.
Za zabójstwo Grzegorza S. grozi mu nawet dożywocie.
POLECAMY:
Najniebezpieczniejsze ulice w Toruniu RANKING
Co z budową mostu tymczasowego przez Wisłę?
Gmach nowego sądu już powstaje. Zobacz zdjęcia z placu budowy!