
Steeven Langil
Skrzydłowy z Martyniki miał być gwiazdą ekstraklasy. Jednak brylował tylko w serwisach społecznościowych, gdzie relacjonował swoje imprezy. Początkowo klub ukarał go grzywną w wysokości trzech miesięcznych pensji.
Pomogło to na tyle, że piłkarz przestał wrzucać relacje na "społecznościówki", ale z imprez nie zrezygnował, co uwiecznili i wrzucili do sieci życzliwi znajomi. Skończyło się na zesłaniu do rezerw. Przy pierwszej okazji Langil został wypożyczony do Belgii, a po zakończeniu tego okresu rozwiązano z nim kontrakt.

Dominik Nagy
Węgierski pomocnik miał być lepszą wersją Ondreja Dudy. Warszawa pochłonęła go jednak bardziej niż Słowaka, który przed transferem do Herthy Berlin zdążył kilka razy pokazać swój piłkarski potencjał. Natomiast Nagy częściej miał swoje możliwości pokazywać przy barze i na parkiecie.
Zesłanie do rezerw nie pomogło, więc 22-letni piłkarz obecnie przebywa w Ferencvarosu na rocznym wypożyczeniu (do końca 2018 r.). Jak na razie wchodzi na końcówki spotkań.

Dariusz Dziekanowski
Ostatnie lata nie są wyjątkowe pod względem afer w wykonaniu legionistów (czy piłkarzy w ogóle). Paweł Janas, trener Legii w latach 90., miał wyrzucić z drużyny Dariusza Dziekanowskiego, bo ten podczas pewnego zgrupowania wrócił do hotelu o porze, której bliżej było do śniadania niż początku ciszy nocnej.
Kar nie uniknął też Kazimierz Deyna, który świetnie grał w piłkę, ale lubił też dobrą zabawę w towarzystwie pięknych kobiet. Jak ruszył w tango, to nie wiedział kiedy wrócić. Zdarzało się, że w klubie był spóźniony o kilka dni.
Z "biznesowych" powodów w Legii podpadł swego czasu legendarny bramkarz Wojskowych Władysław Grotyński, który swego czasu był niepokonany w lidze przez 761 minut (do dziś to druga najdłuższa seria w ekstraklasie, a pierwsza w Legii). Piłkarz w drodze na rewanż z Feyenoordem Rotterdam w półfinale Pucharu Mistrzów (dziś Liga Mistrzów) postanowił zarobić na wymianie dolarów. Ktoś doniósł na niego i Janusz Żmijewskiego, który miał podobny pomysł.
Wspomina się, że obaj piłkarze bardziej niż o grze, myśleli o czekających ich konsekwencjach i pilnujących ich przed ucieczką żołnierzach. Miało mieć też wpływ na porażkę 0:2 (w pierwszym meczu w Warszawie było 0:0) i brak awansu do finału. To był początek końca Grotyńskiego w Legii.