
Reprezentacja Polski i jej regres. Co wiemy po wrześniowym zgrupowaniu?
Reprezentacja Polski ma coraz większy problem z kreowaniem gry. Trudno znaleźć choćby jeden dobrze działający schemat podczas spotkań naszej kadry. Póki wyniki będą zadowlały kibiców, ci nie będą skorzy do krytyki. A co, jeśli wyników w końcu zabraknie? Tak właśnie było po starciu z Holandią. Wrześniowe zgrupowanie udzieliło nam kilku odpowiedzi na ważne pytania odnośnie reprezentacji prowadzonej przez Jerzego Brzęczka.

Nie postawimy na młodych
Selekcjoner powołał do dorosłej reprezentacji kilku młodzieżowców. Tak naprawdę szansę dostał wyłącznie Kamil Jóźwiak, który wystąpił w obu meczach. Jakub Moder zaliczył debiut i wszedł na Holandię na 20 minut. Michał Karbownik i Sebastian Walukiewicz nie powąchali nawet murawy. Brzęczek wiedzał, że przed kadrą U-21 ważne mecze, a mimo to nie puścił młodych zawodników do Czesława Michniewicza. Po co więc ich powołał? Tego nie wiemy, ale jesteśmy pewni, że nasza kadra raczej nie będzie należała do młodych zespołów, skoro tak traktujemy talenty.

Selekcjoner woli zabić grę, niż ją kreować
Za kadencji Adama Nawałki nasza kadra dość niechętnie budowała ataki pozycyjne, ale zawsze przynosiły one efekty. Trener Brzęczek zupełnie pomija tę kwestię, stawiając na całkowity chaos na boisku. Choć mamy piłkarzy z umiejętnościami, Jerzy Brzęczek do każdego meczu podchodzi pragmatycznie i woli zabić mecz, zabrać z niego wszystkie efektowne elementy i wycisnąć dobry wynik.

Skupiamy się na kilku nazwiskach
Jest 2020 rok, a do reprezentacji wróciły demony Franciszka Smudy. Jerzy Brzęczek idzie tym właśnie śladem. Reprezentacja opiera się na 13 nazwiskach (w tym dwóch bramkarzach!) i selekcjoner ani myśli korzystać z nikogo innego. Ma swoich ulubieńców, którzy niemal zawsze grają, a inni niezbyt często wychodzą na murawę. Brakiem szans selekcjoner sam zamyka sobie drogi do różnych wariantów. Przez to nasza kadra stała się okropnie przewidywalna.