
Po całkiem niezłym meczu Legia Warszawa pokonała na wyjeździe 1:0 Lecha Poznań i umocniła się na pozycji lidera PKO Ekstraklasy. Jakie wnioski można wyciągnąć z tego spotkania. Poza tym oczywistym, że po dwóch porażkach ekipa ze stolicy w końcu wygrała przy Bułgarskiej...

1. Aleksandar Vuković odrobił lekcje
Nie od dziś wiadomo, że jednym z największych atutów Lecha są szybkie ataki, tymczasem w sobotę pierwszą taką akcję zobaczyliśmy bodajże po godzinie gry. Nie, żeby gospodarzom się nie chciało, przeciwnie. Po prostu trener Legii tak ustawił swój zespół od tyłu, że zwłaszcza w pierwszej połowie odbijali się od rywali jak od ściany. Dopiero w drugiej coś zaczęło się dziać pod bramką ekipy ze stolicy, ale...

2. Radosław Majecki robi różnicę
Zwłaszcza w porównaniu do Mickey'a van der Harta, który "zaliczył asystę" przy bramce dla Legii. Legionista takich prezentów nie rozdawał, a w pierwszej połowie skasował jedyną dogodną akcję lechitów, broniąc w sytuacji sam na sam z Timurem Żamaletdinowem. W drugiej miał trochę szczęścia, bo raz uratowała go poprzeczka, a jak już piłka wpadła do jego bramki sędzia odgwizdał spalonego. "Fajnie jest mieć bramkarza. takiego prawdziwego, pewnego, będącego wartością dodaną drużyny... Szkoda, że Lech od lat takiego nie posiada" - cytat z Twittera dobrze wszystko podsumowuje.

3. Czech zrobił swoje
W meczu z Lechem nie mógł wystąpić zawieszony za kartki Jose Kante i wydawało się, że może być to problem. Na szczęście dla legionistów swoje zrobił Tomas Pekhart, choć bardziej "banalnej" (jeśli to właściwe słowo) bramki chyba dawno nie zdobył, może nawet nigdy. Nie skłamiemy pisząc, że Kante daje legionistom więcej opcji z przodu, ale napastników rozlicza się przede wszystkim z bramek...