5 z 9
Pierwsze zlecenie?...
fot. Przemek Świderski

Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski

Pierwsze zlecenie?
Dziś wywołuje mój uśmiech, chociaż wtedy bardzo się przejmowałem. Pan Eugeniusz, ten od książki Ossowieckiego, powiedział, że chce się ze mną spotkać pewna kobieta, która ma bardzo chorego syna. Nie zdradził, jaka to choroba, podał tylko adres. To było mieszkanie w bloku, otworzyła kobieta, która nie wyglądała na specjalnie przybitą. Zaprosiła do pokoju, podała sweter chłopca i wróciła do kuchni, gdzie piła kawę, plotkując z sąsiadką. Siedziałem tam 15 minut i... nic. Te kobiety, takie rozgadane, wesołe, przybijająca informacja o chorym dziecku i żadnej wskazówki. W końcu wziąłem sweter, zbliżyłem do twarzy i na myśl przyszło mi jedno słowo: "krosty". Poprosiłem o kartkę, zapisałem przy kobietach, włożyłem do kieszeni. Siedziałem tam jeszcze długo, nic mi do głowy nie przychodziło, wreszcie wszedłem do kuchni i powiedziałem, że się poddaję. Kobieta wręczyła mi paczkę kawy "za fatygę", chociaż nic nie zrobiłem. Wychodząc jeszcze spytałem, na co syn jest chory i gdzie teraz jest? Usłyszałem, że gra na podwórku w piłkę. A jego problem zdrowotny to wypryski, pojawiające się, gdy przeżywa stres. Pokazałem jej kartkę z napisem "krosty", ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Ona nie szukała diagnozy, tylko leku. Szedłem ulicą, patrzyłem na tę kartkę... Kawę wyrzuciłem do kosza.

Poczuł Pan zniechęcenie?
Pewnie by tak było, gdyby nie kolejna sprawa. Krótko po tamtych "krostach" pojawił się u mnie znajomy, który przyprowadził swojego znajomego. Człowiek był załamany. Miał firmę jednoosobową i jeden w tej firmie samochód - żuka. I ten żuk zniknął. Zgłosił kradzież na policję, ale efektów nie było.

Uwierzył, że Pan będzie lepszy od policji?
Był zdesperowany, szukał każdej okazji. Powiedziałem mu, że samochód jest w Pręgowie, wsi będącej obecnie dzielnicą Człuchowa. I że związany ze sprawą jest młody chłopak, którego widzę raz w długich, czarnych włosach, a drugi raz zupełnie bez włosów, ogolonego na łyso. Na to facet zerwał się i powiedział "k...a mać!".

Niezłe podziękowanie za fatygę...
Niezłe. Okazało się, że ma syna, który zapuścił długie włosy, ale gdy dostał powołanie do wojska - obciął je na łyso. A w Pręgowie mieszkała matka właściciela żuka. Chłopak wybrał się na imprezę przed wojskiem, wziął bez pytania żuka, a potem zostawił go w obejściu babci, z kluczykami w stacyjce, by nie jeździć po imprezie. Zabalował, zapomniał powiedzieć ojcu i wyjechał do jednostki. CZYTAJ DALEJ

6 z 9
Odwołano poszukiwania samochodu?...
fot. Przemek Świderski

Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski

Odwołano poszukiwania samochodu?
Natychmiast. Właściciel żuka po odnalezieniu auta opowiedział policjantom, kto rozwiązał zagadkę rzekomej kradzieży. Wtedy usłyszał o mnie komendant Henryk Barteczko, późniejszy komendant wojewódzki policji w Słupsku. I poprosił mnie o pomoc. W jednym z okolicznych jezior utopili się dwaj chłopcy, kuzyni w wieku 11 i 14 lat. Mimo poszukiwań nie można było odnaleźć ich ciał.

Nie bał się opinii przełożonych, którzy mogli mieć za złe kontakty funkcjonariusza z jasnowidzem?
Były to inne czasy. Komendant Barteczko wspominał, że jeszcze podczas studiów w Szczytnie, za komuny, spotkał się z innym polskim jasnowidzem, księdzem Czesławem Klimuszko. Dzięki temu stał się bardziej otwarty na inne metody śledcze. Ściągnęli mnie wówczas prosto z pracy, policjanci czekali w gabinecie dyrektora. Potem przyjechały mamy tych chłopców, przyniosły pozostawione przez nich na brzegu jeziora rzeczy.

Wskazał Pan, gdzie leżały ciała?
Powiedziałem, że znajdą je w zarośniętym wodorostami rowie na dnie jeziora. Podałem, gdzie jest to miejsce i w jakiej odległości od siebie leżą chłopcy. Dwa dni później ktoś położył przede mną lokalną gazetę, w której duży tytuł głosił, że jasnowidz bezbłędnie wskazał utopionych chłopców. I od tego momentu już poszło...

Ile takich mniej lub bardziej poważnych spraw przez ponad 20 lat udało się Panu rozwiązać?
Nie wiem... Dużo.

Setki, tysiące?
Tysiące, na pewno.

A ile Pana wizji się potwierdziło? Może być w procentach...
Kwestia "procentowości" nie ma znaczenia. Nie istnieje bowiem metodyka badań, która zajmowałaby się tego typu sprawami. CZYTAJ DALEJ

7 z 9
Naukowcy nie chcą badać tego zjawiska?...
fot. Przemek Świderski

Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski

Naukowcy nie chcą badać tego zjawiska?
Różnie bywa z podejściem do badań. Przed dwoma laty Sopockie Towarzystwo Naukowe zorganizowało sympozjum na temat jasnowidzenia. Nikt mnie na to sympozjum nie zaprosił, za to odbył się samosąd i wydano jednoznaczny wyrok. Zaproponowano po nim, bym wziął udział w zorganizowanym przez nich eksperymencie. Odmówiłem.

Bolą takie oceny?
Boli łatwość ich stawiania, bez głębszej analizy, bez pochylenia się nad sprawami, w których uczestniczyłem. Mam zgromadzoną dokumentację, potwierdzenia dotyczące trafnych wskazań. Wystarczy o nie poprosić, zajrzeć, sprawdzić. To wszystko. Dziś już wiem, że w stosunku do siebie zachowujemy się jak chamy. Sami stawiamy sobie granice, odrzucamy rzeczy i pytania, na które nie umiemy dać odpowiedzi.Powoli, choć nadal zbyt wolno, to się zmienia. Niezależnie od tego, co mówią sceptycy, Krzysztof Jackowski jest faktem. Bezsporna jest duża liczba moich wizji potwierdzonych przez policję. Jestem zapraszany do poprowadzenia wykładów na wyższych uczelniach, byłem nawet w 2008 r. gościem słynnego "Salonu prof. Józefa Dudka", zapraszającego na wrocławskie, piątkowe spotkania ludzi nauki, kultury i polityki, prezentujących różnorodne przekonania i poglądy. Jako jeden z ostatnich gości, przed śmiercią profesora, wygłosiłem wykład przed gronem naukowców. Co ciekawe, ludzie ci nie przeczyli temu, co robię, ale pytali jak to robię. Zresztą na temat mojej pracy i moich doświadczeń powstało już sześć prac magisterskich, przeważnie na wydziałach prawa różnych uczelni, w tym m.in na Uniwersytecie Gdańskim i Uniwersytecie Łódzkim. Moich wykładów słuchają przyszli prawnicy, prokuratorzy, policjanci.

Jak się przekłada zdolność jasnowidzenia na pańskie prywatne życie? Można wygrać milion w totolotka, ustrzec się kłopotów rodzinnych, nie dopuścić do rozwodu?

Żona mnie zostawiła, gdy dzieci były małe. Odeszła z innym mężczyzną. Nie wiedziałem wówczas nawet, jak się jajko gotuje. A jednak nauczyłem się gotować i samotnie wychowałem dzieci. A co do przełożenia jasnowidzenia na sprawy prywatne, to pojawia się pewien kłopot. Nie potrafię zrobić dla siebie wizji. To tak jak w elektryczności - musi być plus i minus. Czyli ja i druga osoba. Sam siebie nie odbieram.

Do jasnowidza ludzie zgłaszają się w ostateczności - gdy ktoś umiera, znika, gdy trzeba znaleźć ciało. Nie za dużo tych tragedii?
To prawda, żyję tragediami. Moimi przyjaciółmi są ludzie, których nigdy nie poznałem. Znam jedynie ich dusze. Taką osobą był Józef Lipina, jedna z ofiar białego szkwału na Mazurach w 2007 r. Jego synowie, którzy potem opowiadali o poszukiwaniach ojca w jednej z gazet uznali, że odnalezienie pana Józefa było jego zasługą. Stwierdzili oni, że "tata nie chciał być uwięziony w trzcinach" i powiedział, gdzie jest za pośrednictwem pana Jackowskiego. To prawda, że umarli mówią do mnie. CZYTAJ DALEJ

8 z 9
Czy rozmawiając ze zmarłymi nie czuje się Pan osamotniony...
fot. Przemek Świderski

Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski

Czy rozmawiając ze zmarłymi nie czuje się Pan osamotniony wśród żywych?
Ma pani rację. Jestem samotny, bo choć mam znajomych, a nawet przyjaciół, z którymi toczę czasem bardzo długie rozmowy, to jednak czuję pewien dystans. Zauważyłem, że ludzie mnie do siebie nie zapraszają.

Dlaczego?
Dużo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że ludzie boją się tego, co ja wiem. Pewnie zastanawiają się, czy nie wiem za dużo.

Przeszkadza to Panu?
Chyba już nie. Przyzwyczaiłem się, unikam imprez typu grill w ogrodzie i rozmów o niczym. Stałem się samotnikiem.

Czego oczekuje Pan po książce "Zmarli mówią"?
Odpowiem anegdotą. W brytyjskiej, renomowanej uczelni pewien szanowany profesor fizyki mówił studentom - dziś pokażę wam najważniejsze doświadczenie, nieporównywalne ze wszystkim, co kiedykolwiek poznaliście i poznacie. A potem spuszczał na ziemię kulkę. Kiedy któryś z odważniejszych studentów protestował, że to zwykłe zjawisko grawitacji, profesor odpowiadał: teraz, w tych warunkach, kulka tak właśnie spada na ziemię. To nie znaczy, że w innych warunkach nie można wykluczać innych możliwości.Ta książka pokazuje inne możliwości. Chciałbym, by służyła ludziom do zastanowienia się nad sobą. Oczekuję zrozumienia i przyjęcia do wiadomości, iż przez 22 lata Krzysztof Jackowski wiele razy odnalazł ludzi nieżywych. Trzeba wobec tego pytać, jak to było możliwe. Na wszystko, jak w tej anegdocie, należy patrzyć z różnych perspektyw.Dla pani stół to blat i cztery nogi. Dla fizyka kwantowego stół to kosmos, składający się z niewidocznych gołym okiem cząstek. Kto z was ma rację? Pani? Fizyk? A może każdy z was? CZYTAJ DALEJ

Przewijaj aby przejść do kolejnej strony galerii.

Polecamy

Śląsk może dać Polsce energię, stal, amunicję i bezpieczeństwo. "Czas to wykorzystać"

Śląsk może dać Polsce energię, stal, amunicję i bezpieczeństwo. "Czas to wykorzystać"

Woda wdarła się do wsi na Raciborszczyźnie. To była koszmarna noc na Śląsku

NOWE FAKTY
Woda wdarła się do wsi na Raciborszczyźnie. To była koszmarna noc na Śląsku

"Staramy się być fair stosunku do uczelni publicznych i tego samego oczekujemy"

"Staramy się być fair stosunku do uczelni publicznych i tego samego oczekujemy"

Zobacz również

TOP 11 złoczyńców Marvela w spódnicy. Zabójczo piękne i niebezpieczne

TOP 11 złoczyńców Marvela w spódnicy. Zabójczo piękne i niebezpieczne

Jak będzie wyglądała przyszłość mediów? "Poważne media będą potrzebne AI"

Jak będzie wyglądała przyszłość mediów? "Poważne media będą potrzebne AI"