1/8
Skąd się wziął najbardziej znany polski jasnowidz?...
fot. Przemek Świderski

Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski

Skąd się wziął najbardziej znany polski jasnowidz?
Ze zwyczajnej rodziny, żyjącej w niewielkim miasteczku. Rodzice byli pracownikami fizycznymi. Mama pracowała jako sprzątaczka w szkole podstawowej, gdzie zresztą się uczyłem, tata był porządkowym w szpitalu w Człuchowie. Ojciec, niestety, już nie żyje, ale na szczęście mam jeszcze mamę. Mam też czworo rodzeństwa - dwie siostry i dwóch braci.

Też potrafią przewidywać przyszłość?
Tylko ja taki jestem, nikt inny. Powiem szczerze - oprócz mieszkających poza Człuchowem brata i siostry, pozostała część rodziny mieszkająca w tym samym mieście, co ja, ma ze mną znikomy kontakt. To dobrzy ludzie. Niby wszystko jest w porządku, jest między nami zgoda, ale nie ma też akceptacji dla tego, co robię. Nie zapraszają mnie na spotkania rodzinne. Trochę żal.

Może trudno jest im pogodzić się z myślą, że brat, którego znali jako zwykłego chłopaka, opowiada publicznie dziwne rzeczy o tym, że zmarli mówią do niego?

Dla mnie to, co robię - to pasja. Dla nich zapewne coś przerażającego.

Kiedy po raz pierwszy poczuł Pan, że widzi więcej niż inni?
Pierwsze przeczucia miałem dość późno, w wieku 27 lat. Jednak, pisząc ostatnio książkę "Zmarli mówią", zacząłem zastanawiać się nad wcześniejszymi wydarzeniami z dzieciństwa. Wizje pojawiają się u mnie, gdy dotykam badanymi przedmiotami, zdjęciami czoła. Jako dziecko bardzo często właśnie w czole odczuwałem mrowienie i uwieranie. Myślałem wówczas, że każdy tak ma, więc się nawet nie skarżyłem. Ale jasnowidzem na pewno wtedy jeszcze nie byłem.

Cofnijmy się o 22 lata. Ma Pan 27 lat, jest Pan...
...robotnikiem fizycznym, obsługującym dużą maszynę w jednej z człuchowskich firm. Na godzinę 6 jeżdżę do pracy. Mam żonę, czteroletnią córkę Monikę, mieszkam w Człuchowie CZYTAJ DALEJ

2/8
Po pracy telewizja, kapcie, spotkania z kolegami?...
fot. Przemek Świderski

Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski

Po pracy telewizja, kapcie, spotkania z kolegami?
Nie tylko. Bardzo interesowałem się astronomią, trochę fizyką. To do dziś moja pasja. Moim idolem był Albert Einstein, fascynował mnie jego sposób myślenia, postrzegania świata. Byłem zafascynowany, czytając, jak ten podówczas pracownik Urzędu Patentowego, doszedł do stworzenia teorii względności - potężnego kawałka wiedzy, podwalin fizyki kwantowej. Einstein, jadąc tramwajem przez Zurich, miał spoglądać na zegar na wieży i zastanawiać się, co by było, gdyby udało się polecieć obok tego zegara z prędkością światła. Czy czas by stanął? Do tej pory przeciętnemu człowiekowi trudno to zrozumieć, a Einstein potrafił.

Czy fascynacja twórcą teorii względności coś zmieniła w Pana życiu?
Skądże. Było ono nadal bardzo prozaiczne.

Cóż więc się zdarzyło, że przestało takim być?
Był wieczór, położyłem się do snu. Nagle pojawiła się myśl, że muszę nabrać wody, bo przez cały dzień krany będą suche. Było to tak silne, że zerwałem się i odkręciłem kran. Woda leciała. Jednak myśl powracała, nie pozwalała mi zasnąć. Wreszcie zobaczyłem bardzo realistyczny obraz. Ulica Krzyżowa, niedaleko mojego domu. Przy Krzyżowej stoi żółta koparka, kręcą się robotnicy, wszystko takie kolorowe. W końcu zasnąłem. Kiedy rano wychodziłem z domu, woda była. Po powrocie usłyszałem od żony, że nie ma obiadu, bo na Krzyżowej była awaria. Pobiegłem, zobaczyłem jaskrawożółtą koparkę. Stałem tam pół godziny, powtarzając "Jezus Maria".

Dziwnie się Pan musiał czuć.
Pewnie! Jeśli człowiek czegoś nie rozumie, stara się sam sobie wmówić, że to przypadek. Tak i ja robiłem. Ale po tygodniu znów zdarzyło się coś dziwnego. Też przed snem. Zobaczyłem wysoki komin, ten sam, który nie raz mijałem w mieście. Z komina spadał człowiek. Na drugi dzień jeden z pracowników, wykonujących prace remontowe na kominie, spadł i się zabił. Byłem w szoku. Do jasnej cholery, co to jest? - zadawałem sobie pytanie. CZYTAJ DALEJ

3/8
Co się robi z taką zagadką? Opowiada o niej żonie, matce,...
fot. Przemek Świderski

Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski

Co się robi z taką zagadką? Opowiada o niej żonie, matce, przyjaciołom?
Trzyma w tajemnicy. I zostaje z nią zupełnie sam na sam. Szybko zrozumiałem, że nie ma co się tym z ludźmi dzielić. Przecież każdy, kto zacznie opowiadać, że przewiduje przyszłość, będzie wzięty za wariata! Nie chciałem, by mnie tak postrzegano. To naprawdę bardzo ciężkie...

Nie wiem, czy cięższe nie jest trzymanie tego w sobie. Człowiek musi szukać wytłumaczenia nietypowych zjawisk.
Dlatego równocześnie zacząłem się nad tym zastanawiać. Czy mogę przewidzieć, co zrobi widziany po raz pierwszy obcy człowiek? Co się z nim stanie? Pewnego dnia wyglądałem z mojego okna, na pierwszym piętrze kamienicy w Człuchowie. Miałem widok na deptak. Po deptaku szła para, rozmawiała ze sobą. Ciekawe, co się zaraz stanie? - zapytałem się w duchu. I wtedy pojawiła się mocna myśl, że kobieta odwróci się i zacznie biec w drugą stronę. Kilka sekund później tak się stało. Zacząłem więc opowiadać przyjaciołom o tym, co się ze mną dzieje.

Jak reagowali?
Wie pani, ja o tym mówiłem tak... delikatnie. Nie chciałem, by traktowali mnie jak nawiedzonego. Trzeba uważać, zresztą do dziś jest tak samo. Ludzie boją się mówić o swoich przeczuciach. Z ogromnym wstydem kryjemy swoje wnętrze przed światem. Ostatecznie te delikatne rozmowy przyniosły skutek - ktoś powiedział mi, że w Człuchowie mieszka artysta-plastyk, pan Eugeniusz, który dużo czyta i wie na temat parapsychologii. Poszedłem do niego, pożyczył mi książkę najsławniejszego przedwojennego jasnowidza, Stefana Ossowieckiego "Świat mego ducha i wizje przyszłości". Była to pierwsza książka, na temat jasnowidzenia, jaką przeczytałem. Historia zatoczyła krąg, po dwudziestu latach poproszono mnie o napisanie wstępu do drugiego wydania tej książki.

Czy po jej przeczytaniu zrozumiał Pan wreszcie, co się z Panem dzieje?

Nie do końca. Ossowiecki pisał tak... sztywno. Nie o głębi, o metodzie, tylko o skutkach. Przeciętny czytelnik nie musiał tego rozumieć. Dlatego w mojej autobiografii staram się to pokazać inaczej. Tak, by czytelnik wiedział, że wizje przychodzą w różnych momentach i nie są do siebie podobne...

Czym innym jest zmaganie się z obrazami, które bez zaproszenia wchodzą do głowy, a czym innym wykonywanie takich wizji na zamówienie. Kiedy stał się Pan zawodowym jasnowidzem?
To wszystko w pewien sposób postępowało, krystalizowało się. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, zdobywałem doświadczenia. Zastanawiałem się, czy można komuś "ukraść myśl". Dziś jestem pewien, że tak samo, jak przez Bluetooth w telefonii (o którym wtedy jeszcze nic nie wiedziałem) można bezprzewodowo popatrzeć w głąb człowieka. Zanim jednak do tego doszedłem, musiałem sprawdzić, czy widząc to, czego inni nie widzą, nie mylę się. CZYTAJ DALEJ

4/8
Jak wyglądał ów pierwszy, świadomy eksperyment?...
fot. Przemek Świderski

Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski

Jak wyglądał ów pierwszy, świadomy eksperyment?
Minął rok od tego obrazu z żółtą koparką. Siedziałem wieczorem na rynku w Człuchowie, paliłem papierosa. Przechodził obok mnie nieznany mężczyzna, wyciągnął papierosy, podszedł z pytaniem, czy dam odpalić. Kiedy podałem mu papierosa, nagle mignęła mi myśl, że ten człowiek miał wypadek, potrącił dwójkę staruszków, a jedno z nich zginęło. Czułem, że pamięć o tamtym wypadku nadal budzi w nim emocje. Siedziałem i zastawiałem się, czy mu powiedzieć. A on podziękował i ruszył dalej.

Cóż prostszego niż się spytać, czy miał Pan rację?
Proste, mówi pani? Wcale nie jest łatwo zaczepić kogoś obcego i zadać pytanie, czy zabił człowieka. Bezsensowny pomysł. A jednak się przemogłem. Zawołałem za nim, a gdy się zatrzymał, spytałem, czy nie miał kiedyś wypadku. Stanął jak wryty. O co panu chodzi? - zapytał nerwowo. I zaraz zaczął dociekać, czy nie pochodzę z pewnego miasta na południu Polski. Był przerażony.

Nie uciekł?
Został, bo intrygowało go, skąd mam takie informacje. Długo tłumaczyłem, że miałem takie przeczucie... W końcu zaczął mówić. Okazało się, że przeniósł się niedawno do Człuchowa. Kilka lat wcześniej, gdy mieszkał na południu kraju, pracował w PKS. Jechał starem, gdy nagle z podporządkowanej drogi wyjechała na główną trasę furmanka, na której było dwoje staruszków. Nie miał szans, by się zatrzymać. Uderzył w wóz, jedno z nich zginęło. Nikomu wcześniej w Człuchowie o tym nie mówił.

Czy to była przełomowa chwila?
Poczułem się pewniej. CZYTAJ DALEJ

Pozostały jeszcze 4 zdjęcia.

Polecamy

Prezes Chamera na 100-lecie PZŻ: żeglarstwo to sport, edukacja i patriotyzm

Prezes Chamera na 100-lecie PZŻ: żeglarstwo to sport, edukacja i patriotyzm

Fantastyczny mecz Biało-Czerwonych i pierwszy punkt Polaków w MŚ elity ZDJĘCIA

Fantastyczny mecz Biało-Czerwonych i pierwszy punkt Polaków w MŚ elity ZDJĘCIA

Potężna burza słoneczna uderzyła w Ziemię. Widoki niesamowite - ZDJĘCIA

Potężna burza słoneczna uderzyła w Ziemię. Widoki niesamowite - ZDJĘCIA

Zobacz również

Finał Eurowizji 2024. Zobacz, kto wygrał w Malmö? - ZDJĘCIA

AKTUALIZACJA
Finał Eurowizji 2024. Zobacz, kto wygrał w Malmö? - ZDJĘCIA

Zanieczyszczony potok wpływający do Dłubni. Strażacy wykryli źródło problemu

Zanieczyszczony potok wpływający do Dłubni. Strażacy wykryli źródło problemu