BRAKIEM ZWYCIĘSTWA POPSULI ŚWIĘTO
To miało być święto dla Wisły Kraków pod każdym względem. Pożegnanie Jakuba Błaszczykowskiego, pierwszy mecz u siebie w nowym sezonie i komplet na trybunach. Żeby można było powiedzieć, że wszystko wypaliło, potrzebne było jeszcze zwycięstwo ze Stalą Rzeszów. A tego piłkarze Wisły nie byli w stanie dać swoim wiernym kibicom. I trzeba powiedzieć sobie wprost, że w ten sposób popsuli tak naprawdę całe święto...

REMIS JAK PORAŻKA
Nie ma się co czarować - dla Wisły Kraków remis u siebie ze Stalą Rzeszów jest jak porażka. Patrząc na to 0:0 trudno nie przypomnieć sobie poprzedniego sezonu, gdy właśnie takimi meczami, takimi stratami punktów „Biała Gwiazda” zabrała sobie szansę na szybki powrót do ekstraklasy. Wisła takie mecze po prostu musi potrafić wygrywać, jeśli chce awansować.

STATYSTYKA TO NIE WSZYSTKO
Wisła miała w meczu ze Stalą piłkę przez 68 procent czasu gry. Przeprowadziła 94 groźne ataki przy zaledwie 27 rywala. Wykonała 16 (SZESNAŚCIE!) rzutów różnych. Oddała 15 strzałów, w tym osiem celnych. I co z tego? Jeśli mamy być szczerzy, to tak naprawdę ta statystyka działa na niekorzyść „Białej Gwiazdy”. No bo skoro tyle było sytuacji, strzałów, okazji, to jakim cudem Wisła tego meczu nie wygrała? Jakim cudem nie strzeliła gola drużynie, która w dwóch pierwszych meczach u siebie straciła siedem bramek?! Z całym szacunkiem dla rzeszowian za ich ambicję, poświęcenie, ale to wiślacy powinni po tym meczu mocno się czerwienić, że nie byli w stanie strzelić choć jednej bramki.