
- Ten dom należał do Niemca – opowiada jego historię znany artysta. - On go zbudował. Ale po wojnie jego właścicielką stała się moja ciocia, siostra mamy. Ciocia miała gospodarstwo koło Starachowic i zamieniła się z tym Niemcem. On pojechał w świętokrzyskie, a ona zamieszkała w Łodzi.
Pan Kazimierz mieszka dziś w domu, w którym spędził pierwsze osiem lat swojego życia. Wspomina, że ta okolica wyglądała zupełnie inaczej. Świat kończył się koło Dworca Łódź Żabieniec.
Dopiero, gdy w latach sześćdziesiątych zbudowano fabrykę „Elta” zaczęło się tu rozwijać życie – dodaje. - Powstało z czasem wielkie osiedle mieszkanie Teofilów.
CZYTAJ DALEJ >>>>
...

Dom jednak przez lata wyglądał całkiem inaczej. Nie było kanalizacji, wody. Na podwórku stała toaleta, ze znajdującej się tam studni brało wodę. A w domu oprócz cioci i wujka mieszkały jeszcze trzy rodziny, które im dokwaterowano.
- Wujek z ciocią mieli kuchnię i dwa pokoje – opowiada Kazimierz Kowalski. - W mojej obecnej łazience był pokój w którym spałem ja z ciocią. Wujek spał w kuchni, na kozetce. Ten drugi pokój, który dziś jest moim salonem, był w zasadzie nieużywany. Stanowił w zasadzie spiżarnie. Było w nim bardzo zimno.
Pod koniec lat sześćdziesiątych Kazimierz Kowalski zamieszkał w kamienicy przy ul. Narutowicza, naprzeciw Teatru Wielkiego. Potem mieszkał na Manhattanie, Julianowie, a w pod koniec lat dziewięćdziesiątych powrócił do domu cioci na Teofilów.
- Ciocia umarła, w domu tym zamieszkali moi rodzice, a ja z nimi – wyjaśnia artysta.
CZYTAJ DALEJ >>>>
...

Zaraz po przeprowadzce zaczął remontować dom. Założył wodę, kanalizację, zbudował łazienkę. Ale nie dokonał w zasadzie żadnych zmian architektonicznych, nie wyburzał ścian. Tylko zmodernizował dom. Pan Kazimierz pokazuje białe, oszklone drzwi łączące salon z jadalnią. Kiedyś były zalepione gazetami, tekturami. Za nimi mieszkało dokwaterowane małżeństwo. Teraz wyglądają pięknie. Stoi za nimi duży stół, który pan Kazimierz odziedziczył po babci.
- Ma chyba ze sto lat – wyjaśnia. - Wszystkie stojące tu meble należały kiedyś do babci, cioci. Tak jak kredens, szafa. Podobnie z fotelami.
Pan Kazimierz może pochwalić się, że wszystkie te meble sam odnawiał. Pomagał mu jego przyjaciel, też śpiewak operowy Andrzej Niemierowicz.
W salonie na ścianie wisi portret ojca pana Kazimierza, Wiesława Wierusz – Kowalskiego. Namalowała go Hania Niemierowicz, córka Andrzeja. Pan Kazimierz opowiada, że jego tata miał zostać lekarzem, studiował nawet medycynę, a został aktorem. Występował w łódzkich teatrach, z czasem poświęcił się estradzie.
CZYTAJ DALEJ >>>>
...

- Obok znajduje się zdjęcie chóru „Czejanda” w którym po wojnie mój tata śpiewał razem ze swoim bratem Zdzisławem – dodaje Kazimierz Kowalski.
W kuchni stoi niewielka kuchenka węglowa. Pan Kazimierz wyjaśnia, że postawił ją tu już po remoncie domu.
- Wcześniej w tym miejscu stała duża kuchnia gazowa – wspomina. - Gotowało się na niej, ale też ogrzewała dom. To właśnie w kuchni koncentrowało się życie domowników. Postanowiłem nawiązać do tamtych tradycji i wstawiłem też kuchenkę węglową. Palę w niej, też ogrzewa mieszkanie, ale już na niej nie gotujemy.
Pan Kazimierz prowadzi nas do oszklonej werandy. Stoją w niej fotele, kwiaty, a półkach butelki z winem domowej roboty.
- W tym miejscu ciocia trzymała kury – wyjaśnia artysta. - Teraz mamy tu werandę, która zwłaszcza latem, jest znakomitym miejscem do relaksu.
CZYTAJ DALEJ >>>>
...