
11-latek i jego mama spędzili dwie doby w izolatce szpitala Biegańskiego. Nie mogli wyjść, bo jak usłyszeli -brakowało odczynników do testów na koronawirusa. Wyszli po naszej interwencji.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE

Chorzy z regionu łódzkiego z podejrzeniem koronawirusa czekają w izolatce szpitala im. Biegańskiego w Łodzi
Pani Julita Derżyńska trafiła do łódzkiego szpitala im. Biegańskiego w niedzielę z powodu choroby 11-letniego syna. Chłopiec niecałe dwa tygodnie wcześniej był we Włoszech koło Bergamo. Miał objawy grypopodobne, które mogły być spowodowane chorobą COVID-19.
- Najpierw lekarze postanowili sprawdzić, czy syn nie ma grypy. Ale badanie się przeciągnęło, a nas umieszczono w izolatce - mówi łodzianka.
Pacjentem formalnie został 11-latek, pani Julita weszła do izolatki na prośbę lekarzy jako opiekunka. I już w niej została. Bo okazało się, że bez ujemnego wyniku badań syn nie może wyjść.
Wymazy pobrane zostały w niedzielę około godz. 14 Wyniki miały być w poniedziałek. Ale ich nie było.
- Usłyszeliśmy, że w laboratorium nie ma jakichś odczynników. I nie będzie, dopóki hurtownia ich nie dostarczy - relacjonuje pani Julita.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE

We wtorek rano wyników testów nadal nie było. - Usłyszałam, że może będą dziś, ale nie jest to pewne- mówi kobieta.
We wtorek w południe zgłosiła się do „DŁ”. Po naszym telefonie do szpitala usłyszała, że „laboratorium już zaczęło badać”. Wyniki przyszły przed godz. 17. Były negatywne.
Łodzianka uważa, że walka z koronawirusem nie jest prowadzona sensownie. - Siedzę w izolatce, choć nawet nie byłam we Włoszech. A mąż, który był z synem, normalnie chodzi do pracy - mówi pani Julita. - W międzyczasie syn wyzdrowiał, ale nadal nas nie wypuszczono. A gdyby ktoś obok naprawdę miał koronawirusa? - pyta kobieta.
Jej zdaniem szpital nie jest przygotowany. - Słyszałam jak jedna z pracownic zastanawiała się, którą część stroju ochronnego założyć najpierw - mówi.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE

Ewa Papiernik, rzeczniczka szpitala im. Biegańskiego, oddala te zarzuty. - Jako szpital zakaźny posiadamy wysoko wykwalifikowaną kadrę medyczną, która zna wszystkie procedury związane z diagnozowaniem i leczeniem chorób, w tym także zakaźnych – podkreśla rzeczniczka.
Dagmara Zalewska, rzeczniczka wojewody łódzkiego przyznaje, że w szpitalu Biegańskiego były wczoraj trzy osoby z podejrzeniem zakażenia koronawirusem, które czekały na wynik. Zgodnie z planem wyniki testów miały być znane do końca dnia.
Jak podkreśla Zalewska od czwartku testy na obecność koronawirusa ma już przeprowadzać Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Łodzi.
- To powinno ułatwić przeprowadzanie testów, bo nie trzeba już będzie wysyłać próbek do Warszawy - mówi.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE