
Zapytaliśmy Ukraińców mieszkających w Poznaniu, co czują w świetle groźby rosyjskiej inwazji zbrojnej na ich ojczyznę. Marina Mekeda 2 lata temu przyjechała do Poznania z miejscowości Seredyna-Buda (blisko północnej granicy z Rosją - niedaleko Białorusi)
- Ludzie na razie boją się tylko informacji z mediów, ponieważ na granicy panuje cisza i nie widać żadnych żołnierzy - mówi Marina. - Boją się też, że w razie wojny będą na pierwszym froncie, dlatego też wolą o niej nie myśleć - dodaje.
Wspomina czasy dziecięce, kiedy sytuacja między państwami była spokojna i przekraczanie granic nie łączyło się z żadną kontrolą. Chodziła wtedy latem z przyjaciółmi nad jezioro po stronie rosyjskiej, by mile spędzić wolny czas. Teraz trzyma się - wraz z rodziną - myśli, że aktualna sytuacja to tylko rozgrywki polityczne, a ze strony rosyjskiej to tylko prowokacja.

- Sytuacja jest dla mnie dołująca i przerażająca ze względu na zagrożenie otwartej wojny z Rosją ze wszystkimi z tym związanymi konsekwencjami - mówi Sofiia Honta, która 4 lata temu przyjechała na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i teraz studiuje i pracuje.
Jak opowiada, jej rodzina, która mieszka w centralnej Ukrainie - miejscowość Winnica - od kilku miesięcy jest w stanie rosnącej paniki. Nie chce myśleć, co by było, gdyby mieszkali przy samej granicy. Tym bardziej że jej rodzice opiekują się dziadkami w podeszłym wieku oraz ciocią, która przez wiek i chorobę jest unieruchomiona, więc ucieczka byłaby utrudniona.

Olga Trojańska do Poznania przyjechała 7 lat temu z małej miejscowości (znajdującej się w centrum, 360 km od Kijowa) i nie ukrywa, że chciałaby tu zostać z mężem na stałe, ponieważ polubiła Polskę, która daje możliwości rozwoju. Na Ukrainie zostawiła rodziców i teściów, o których się bardzo martwi w związku z obecną stresującą sytuacją. Podkreśla, że nie chce żadnych konfliktów z żadnym krajem, tym bardziej z Rosją, która jest ich sąsiadem.