
Był też Grzegorz Schreiber pierwszym łódzkim marszałkiem w historii, który został nim nie będąc jednocześnie radnym sejmiku, ani nawet nie mieszkając w województwie łódzkim, stąd też w poprzedniej kadencji radni opozycji z klubów KO i PSL mówili o nim "marszałek przywieziony w teczce"

Absolutorium - o którego losie decydowały głosy radnych KO, Trzeciej Drogi i Lewicy - uzyskał odchodzący marszałek jednak tylko dlatego, że wedle interpretacji Regionalnej Izby Obrachunkowej, brak absolutorium dla zarządu Schreibera byłoby równoznaczne z wnioskiem o odwołanie nowej marszałek Joanny Skrzydlewskiej wraz z jej zarządem

Schreiber jednak chciał się związać z Łódzkiem nie tylko politycznie, bo w końcu zaciągnął kredyt i kupił dom w gminie Aleksandrów Łódzki, a po kwietniowych wyborach został radnym łódzkiego sejmiku

Ironia polega jednak na tym, że teraz Grzegorz Schreiber zarabiał na życie będzie w odległym od jego miejsca zamieszkania o 300 kilometrów Lublinie, konkretnie w tamtejszym Urzędzie Marszałkowskim, w którym władzę po kwietniowych wyborach utrzymał PiS