
Śmiech przez rymy. Łona. "Bądź łysy na klipach, na koncertach nadęty, chcę czuć w twoich prostych słowach dekadentyzm - zrób numer o tym jak to napierdoliłeś głupią glinę, kiedy ten bezczelnie spytał o godzinę" - nie, to nie jest tekst jakichś metalowych antyraperów, ale najdoskonalszego błazna polskiego rapu: Łony. Szczecinianin na początek rozprawił się ze schematyzmem polskiego rapu, by płynnie przejść do ostrej jak brzytwa kpiny z ogólniejszych polskich stereotypów.

Śmiech przez rymy. Afro Jax. Łona i tak jednak jest o wiele większym racjonalistą niż Afro Jax z grupy Afro Kolektyw, której dokonania można nazwać hiphopową Grupą MoCarta. Z racji mody na ogólnie pojmowany pesymizm, kabaretowy odłam polskiego rapu jest jednak jego marginesem.

W objęciach popu. Liroy. Wybić się - to marzenie każdego twórcy, także rapu. Ale wybić się za bardzo, zwłaszcza wśród słuchaczy normalnie hip-hopem niezainteresowanych - to już gwóźdź do trumny, w której ginie na zawsze "szacunek ludzi ulicy". Przykład pierwszy z brzegu to Liroy - dla wielu pierwsza rozpoznawalna twarz tej kultury w Polsce. Nie wybaczono mu bankietu dla "warszawki" w Pałacu Kultury i kilkuset tysięcy sprzedanych płyt - w drugiej połowie lat 90. skala nienawiści fanów "prawdziwego rapu" do Liroya stała się przyczyną niemal całkowitego zaprzestania przez niego działalności koncertowej, bo gdzie by się nie pojawił witali go nie fani, lecz hejterzy, czyli antyfani.

W objęciach popu. Jędker. Dziś drogę Liroya powtarza Jędker - kiedyś otoczony szacunkiem w ekipie WWO, dziś synonim "sprzedawczyka", m.in. przez klipy z Radkiem Majdanem.