
Leszek Fabian zapamiętał dwie wizyty Rosjan w jego domu. Raz przyszli pożyczyć kozetkę, której już nie oddali. Potem pojawiło się dwu- czy trzyosobowa ekipa Rosjan. Spojrzeli na tapczan i wycięli z niego kawałek materiału.
- Na suknie potrzebne, bo Natasza idzie do teatru - wytłumaczyli i odeszli. A w tapczanie pozostała wielka dziura...
Ale Leszek Fabian pamięta również, że za domem, na placu rozstawili kuchnię polową. Ile razy się tam pojawił, to dostawał od nich jedzenie dla siebie i mamy.
- Przypuszczam, że mieszkał u nas oddział NKWD - mówi Leszek Fabian. - Twierdzili, że idą na Berlin. I wraz z frontem odeszli.
Leszek Fabian kręcił się koło Rosjan. Raz nawet wsiadł do ich ciężarówki i powiedział, że chce z nimi jechać do Berlina. - Samochód ma dziurę, nie pojedziesz - wytłumaczyli chłopcu.
W archiwalnych numerach „Dziennika Łódzkiego” możemy też znaleźć wspomnienia Zygmunta Kabzińskiego, który w styczniu 1945 roku pracował w zajezdni przy ulicy Tramwajowej.

- Ich zwłoki leżały tam długo, widok był okropny - mówi Leszek Fabian.
Niedługo po tym Leszek Fabian z dwa lata starszym kolegą przez park pobiegli w stronę radogoskiego więzienia.
- Mama o tym nie wiedziała - zaznacza łodzianin. - Poszliśmy na cmentarz w Radogoszczu, gdzie akurat chowano zamordowany przez Niemców więźniów Radogoszcza. Ich ciała kładziono do długich rowów...
Tymczasem w domu przy ulicy Skarbowej 28 pojawili się żołnierze radzieccy. Sztab Armii Czerwonej mieścił się na Julianowskiej. Żołnierze zamieszkali w pomieszczeniach obok sali gimnastycznej. Pan Leszek pamięta, że wyświetlali w niej filmy. Chodził je oglądać. Żołnierze brali go na ramiona, żeby lepiej widział. Dwóch oficerów radzieckich wynajęło pokój u państwa Torbusów.
- Byli to kulturalni panowie - twierdzi Leszek Fabian. - W mieszkaniu Tobusów był pokój z dwoma tapczanami, więc zapytali czy mogą się tam zatrzymać.

- Ich załogi kręciły się po chodnikach. W większości byli to chłopcy poniżej 20 lat. Chodzili bez uśmiechu. Wyglądali jak skazańcy - opowiadał Sergiusz Gricuk. - Nie wiedzieliśmy, że 19 stycznia Łódź zostanie wyzwolona. Myśleliśmy, że Niemcy będą się w Łodzi bronić. Wzięliśmy więc w węzełek jedzenie, trochę wody i ruszyliśmy z kolegami przez miasto. Na Pomorskiej dowiedzieliśmy się, że do miasta wkraczają Rosjanie...
Stanisław Kądziela był palaczem w szpitalu przy ul. Sterlinga. Opowiada, że wśród Niemców zapanowała panika, zwłaszcza między 16 a 18 stycznia. Po szpital zajeżdżały samochody ciężarowe i zaczęto wywozić chorych.
- Pakowano do nich ludzi na siłę, ale kilku chorych się nie zmieściło - wspominał Stanisław Kądziela. - W nocy 18 stycznia pojawił się naczelny lekarz szpitala, esesman, dr Radke. Towarzyszyło mu kilkunastu gestapowców. Spoił ich wódką, a potem pojechali do więzienia w Radogoszczu. W międzyczasie dr Radke wyjechał autem. Z Radogoszcza wrócili gestapowcy. Przebrali się w cywilne ubrania i tak jak Radke, wyjechali z Łodzi.
