
Internet po tym spotkaniu obiegło nagranie, na którym jeden z włoskich komentatorów dosłownie oszalał komentując trafienia Polaka. Włosi błyskawicznie pokochali Krzysztofa Piątka, czego dowodzą liczne wycieczki tamtejszych dziennikarzy do Polski. Odwiedzają m.in. jego ojca Władysława i Dzierżoniów, gdzie kilku z nich dało się wpuścić w maliny.
- Oni byli tak zafascynowani historią Krzysztofa, że w pewnym momencie, jak powiedzieliśmy im, że w Polsce na cześć Piątka nazwaliśmy jeden dzień tygodnia jego nazwiskiem, to kilku z nich w to uwierzyło - powiedział z trudem powstrzymując śmiech prezes Lechii Dzierżoniów Paweł Sibik.
Krzysztofowi Piątkowi po takim wejściu do ligi nie łatwo będzie przejść ulicami Mediolanu bez kamuflażu. On sam zdaje sobie jednak nic z tego nie robić i w każdym wywiadzie powtarza, że to dopiero początek.
Za zdjęciu: Dzięki tej cieszynce zyskał we Włoszech przydomek "Il Pistolero". Jeszcze wcześniej mówiono o nim "Bomber".

Forma Krzysztofa Piątka to sygnał wysłany do polskich kibiców, że jest nadzieja na życie po Robercie Lewandowskim. Problem w tym, że obecnie obaj są w doskonałej formie, a Lewandowski to człowiek instytucja w kadrze Jerzego Brzęczka i nikt nie wyobraża sobie reprezentacji bez napastnika Bayernu Monachium.
Kolejnym problemem jest to, że dzisiaj nikt nie wyobraża sobie także podstawowej jedenastki na marcowy mecz el. ME z Austrią w Klagenfurcie bez będącego w takiej dyspozycji Piątka. O ile duet Lewandowski - Milik stanowił o sile drużyny, która awansowała do ćwierćfinału mistrzostw Europy we Francji, o tyle zestawienie Lewandowskiego z Piątkiem będzie zdecydowanie trudniejszym zadaniem.
Obaj są klasycznymi dziewiątkami, najlepiej czującymi się w polu karnym i żyjącymi z podań kolegów. Co prawda „Lewy” grywał jako podwieszony napastnik, a nawet na „10” (w Borussi Dortmund-red.), ale czy dziś chciałby do tego wracać i pracować na młodszego kolegę? Selekcjoner Brzęczek ma twardy orzech do zgryzienia, bo nie stać nas, żeby któryś z tych piłkarzy siedział na ławce.