
Od pierwszych dni rosyjskiej inwazji na Ukrainę krakowianie przyjęli do swych mieszkań i domów, ale też hoteli, schronisk, pensjonatów i innych prywatnych obiektów, większość ze 130 tys. kobiet, dzieci i seniorów, jacy napłynęli do Krakowa

Jeszcze pod koniec pierwszego tygodnia wojny w Ukrainie można było coś w Krakowie wynająć, a ceny były akceptowalne, w drugim tygodniu był z tym już olbrzymi problem. W trzecim nie zostało już właściwie nic, prócz pojedynczych, wyjątkowo drogich mieszkań udostępnianych w ramach najmu krótkoterminowego. Nieduży apartament można mieć za 6 tys. zł miesięcznie.

Ekspert znanej krakowskiej agencji nieruchomości (pragnie zachować anonimowość) zauważa, że sytuacja, w której dziesiątki tysięcy uchodźców mieszkają w prywatnych domach i innych nieruchomościach krakowian, może w większości wypadków trwać miesiąc, dwa, góra trzy miesiące. – Tak naprawdę dla niektórych gospodarzy już dziś jest trudna do uniesienia – tłumaczy. Dlatego coraz więcej Ukraińców panicznie szuka jakiegokolwiek lokum do wynajęcia. Problem w tym, że dziś nie mogą znaleźć właściwie nic, bo zgodnie z tym, co mówi Piotr Krochmal – wszystkie lokale są już zajęte.

Z prostych matematycznych wyliczeń wynika, że Kraków nie jest w stanie pomieścić tak ogromnej grupy uchodźców, nawet gdyby ci, co teraz częste, mieszkali po pięć osób w 20-metrowych kawalerkach. Po prostu nie mamy tylu mieszkań. Jedynym rozsądnym wyjściem jest rozlokowanie większości ludzi w mniejszych miejscowościach