
Do tragedii doszło 30 listopada 2017 pod Kutnem. Śledczy ustalili, że oskarżony swojej żonie Beacie Ch. zadawał ciosy pięściami w twarz i klatkę piersiową. Ponadto ugniatał ją nogami. Jest to tym bardziej szokujące, że schorowana kobieta miała problemy z chodzeniem i wymagała stałej opieki. Siostry zabitej kobiety, które występują w roli oskarżycieli posiłkowych, do dziś są w szoku.
- Śmierć naszej najstarszej siostry to dla nas wielki wstrząs. Przez męża była zastraszana i terroryzowana. Pisała smutne listy do matki. Raz nawet uciekła od męża, ale wskutek namowy teściowej wróciła – mówią Żaneta Jarzyna i Angelika Pietruszkiewicz. Ta pierwsza tak bardzo przeżywa śmierć siostry, że jej mąż pyta ją, kiedy wreszcie wróci do żywych.

Dariusz Ch. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. W tej sytuacji sędzia Piotr Wzorek odczytał jego wyjaśnienia ze śledztwa. Wynikało z nich, że oskarżony nie katował swojej małżonki, a jedynie cztery – pięć razy „dziupnął” (jak się wyraził) pięścią w brzuch. Oskarżony twierdził, że żona miała problemy z poruszanie się, jednak bywało, że mimo wszystko chodziła po mieszkaniu i wtedy przewracała się uderzają o różne sprzęty. Stąd miały się wziąć jej obrażenia.
Odpowiadając zaś na pytania swojego obrońcy, 55-latek zaznaczył, że cały czas pomagał żonie, gotował, robił zakupy, realizował recepty w aptece. Oznajmił, że – wbrew ustaleniom prokuratury – raczej nie kłócił się z małżonką i nie wszczynał awantur. Opowiedział też o tym, jak dziewięć lat temu został pobity w Szwecji, gdzie wybrał się w celach zarobkowych. Skutki były takie, że przez miesiąc był nieprzytomny i otarł się o śmierć kliniczną. Potem Dariusz Ch. otrzymał drugą grupę inwalidzka. Ponadto stał się nerwowy, tracił pamięć i brał leki na depresję.