
„Masz już dziewczynę?”
Takie pytanie skierowane do nastoletniego chłopca to dla niego istna katorga. Sam zagubiony w świecie relacji damsko-męskich nie rozumie niezdrowej sensacji, jaka czai się w oczach dorosłych, gdy zadają to pytanie. Oszczędźmy tego swoim dzieciom.
Co na to psycholog?
Michał Kędzierski: Super, jeśli rodzica interesuje, jak jego smyk radzi sobie w sprawach sercowych, jednak nie należy zadawać pytania w formie „Masz już dziewczynę?”. To „już” sugeruje, że coś jest z nim nie tak, bo przecież „jeszcze” jej nie ma. Jest różnica między interesowaniem się sprawami dziecka a byciem natrętnym.

„Drożej z powodu metki?”
Po co kupować dwa razy droższe buty tylko dlatego, że mają metkę Nike? Zadawanie tego pytania - kochana mamo, tato, dziadku i babciu - niezbicie dowodzi, że należysz do „próchna” i z młodymi ludźmi definitywnie nie możesz się już utożsamiać.
Dzisiaj kupuje się buty markowe, koszulki markowe, niekiedy także torebki markowe i zegarki markowe. Bo marka porządkuje hierarchię w grupie. Markowe rzeczy istotnie są na ogóle lepsze jakościowo niż niemarkowe, ale z pewnością nie na tyle lepsze, by płacić za nie dziesięć razy więcej. Dorośli to rozumieją, dzieci nie.
Marka nie przydaje butom walorów użytkowych, jednak uczniowi, który je nosi, z pewnością przydaje blasku w towarzystwie i grupie rówieśniczej. Uwaga - istnieje uczniowskie plemię, które nosi rzeczy markowe podwójnie. Tam nie chodzi już o marki typu Nike, New Balance czy nawet Michael Kors albo Tommy Hilfiger.
Tam chodzi o marki typu Supreme - cena za bluzę 2 tysiące złotych, za koszulkę - 700 złotych. Sklepów stacjonarnych jest tylko kilka na świecie. By tam wejść, trzeba mieć zaproszenie. Proszę, dorośli, nie pytajcie dzieci, czy to ma sens. Tylko zafundujcie im wyjazd do Paryża (po uprzednim zapisaniu się w internecie na wizytę w jedynym w Europie sklepie).
Co na to psycholog?
Michał Kędzierski: Tu nie ma prostej odpowiedzi. Trzeba podejść do tematu z głową. Polecam przyznanie dziecku kieszonkowego i uczenie go podstaw edukacji finansowej.
Niech samo decyduje, na co wyda swoje oszczędności i uczy się, jak nimi zarządzać. Każdy jest świadomy, że nie jesteśmy tacy sami. Dzieci wiedzą, że jedni są bogatsi, inni nie. Można w miarę możliwości finansowych od czasu do czasu kupić dziecku coś markowego, droższego.
To może pobudzić jego pewność siebie. Nie można jednak przesadzać. Najlepiej nauczyć dziecko zarządzania własnymi pieniędzmi.

„E-sport to nie sport”
Takie twierdzenie rozsierdzi każdego fana gier od 10 lat wzwyż (niekiedy młodszego). Unikajmy jednoznacznych ocen. Dla nas sport to lekkoatletyka, futbol i tenis stołowy w śmierdzącej salce na tyłach kamerlika wuefisty, ewentualnie bieganie za piłką na podwórku albo dwa ognie gdzieś na parkingu. Jak kiedyś.
Jednak młodzi przekonują, że także e-sport (profesjonalne granie w gry na komputerze albo na konsoli) to emocje, wysiłek (niekiedy po kilka godzin) i duże pieniądze od sponsorów. Na argument, że mięśnie od tego nie rosną i kondycja się nie poprawia, nie mają dobrej kontry. Siadają znowu do komputera i tak lecą kolejne godziny na uprawianiu sportu…
Co na to psycholog?
Michał Kędzierski: Nie chodzi o to, że e-sport jest zły, bo nie jest. Ważne jest, żeby zachować zdrowe proporcje i nie porzucać niezbędnego dla zdrowia ruchu na rzecz kontaktu z komputerem. Krótko mówiąc, trzeba uważać, by nie przesadzić. Nie należy dziecka zmuszać do wychodzenia na dwór i kopania piłki, bo efekt będzie odwrotny. Warto znaleźć dla dziecka ciekawą alternatywę, zrobić rekonesans jego zainteresowań pod kątem aktywności fizycznej i np. zapisać je na ciekawe zajęcia dodatkowe w tym kierunku.

„Babciu, nie wciskaj jedzenia”
Jest coś niezwykłego w tym (właściwie niezwykle rozczulającego), że niemal każda mama i każda babcia ma w sobie ten gen - gen jedzeniopodawacza. Gdy tylko syn lub wnuk przychodzi na chwilę pogadać, na stół wjeżdża trzydaniowy obiad, a na koniec jeszcze deser. Jak one to robią?
Ten wyraz troski o najbliższych jest rozczulający, ale też trochę irytujący, w podbramkowych sytuacjach może skończyć się spięciem. Młodzi - zwłaszcza dorastające panienki - dbają o linię, a z drugiej strony nie chcą robić przykrości dorosłym. Przepis na kłopot.
Co na to psycholog?
Michał Kędzierski: Nie zmuszajcie dzieci do jedzenia. To naprawdę ogromny błąd wychowawczy, mogący mieć poważne konsekwencje. Nie chce jeść, niech nie je. Jeśli podejrzewasz prawdziwe zaburzenia odżywiania, jak anoreksja, czas na kontakt ze specjalistą, a nie dokładanie kolejnych kotletów na talerz. Pochłonięcie ogromnej ilości jedzenia nie jest najważniejszą kwestią na świecie, więc przestań się zachowywać, jakby było.