
Choć sukcesy polskiego tenisa kojarzą się w pierwszej kolejności z Londynem i Wimbledonem, to jednak jest inne miejsce na świecie, w którym nasi reprezentanci radzili sobie co najmniej tak samo dobrze.
Liczbowo Australia prezentuje się nawet lepiej, bo z trzech wielkoszlemowych tytułów, jakie zdobyli do tej pory polscy tenisiści, dwa wywalczyli właśnie tutaj. Dodając sukcesy juniorskie było ich jeszcze więcej, ale po kolei...

Szlaki przecierał Wojciech Fibak (na zdjęciu na benefisie Agnieszki Radwańskiej), który wygrał w 1978 roku Australian Open, w parze z Australijczykiem Kimem Warwickiem. Jak sam przyznaje, trochę przypadkowo bo miał zagrać z Arthurem Ashe’em, ale Amerykanin w ostatniej chwili się wycofał. - Siedziałem właśnie w szatni i zastanawiałem się co robić, kiedy podszedł do mnie Warwick i powiedział: „Słuchaj, mój partner też się wycofał, może zagramy razem”. No i zagraliśmy. Po raz pierwszy i ostatni w życiu - opowiadał.

W 1996 roku rywalizację juniorek wygrała w Melbourne Magdalena Grzybowska (tu na otwarciu Alei Gwiazd Tenisa w Krakowie). Turniej był dla niej podwójnie udany, bo udało jej się również dotrzeć do drugiej rundy wśród seniorek.
Nie był to koniec polskich sukcesów w Australii, choć na kolejne trzeba było poczekać całe 10 lat. Wtedy to wyczyn Grzybowskiej powtórzyli w deblu Grzegorz Panfil i Błażej Koniusz.

Na tym nie koniec, bo w rywalizacji seniorów do półfinału Australian Open doszli wówczas Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski. To był ich pierwszy taki wynik w turnieju zaliczanym do Wielkiego Szlema i jak przyznał później Fyrstenberg, kompletnie się go nie spodziewali. - Przylecieliśmy z do Melbourne z myślą, że chcemy wygrać pierwszą rundę, a potem się zobaczy. Tymczasem omal nie zagraliśmy w finale - wspominał.