
Plus: 4. miejsce - niemal jak zdobycie K2 zimą
To było prawie jak zdobycie szczytu K2 zimą. Prawie, bo było trochę jak atak w górach z tlenem, więc się nie liczy (według konserwatywnych himaliastów). Prawie, bo Aleksandra Mirosław prawie zdobyła medal olimpijski. Zajęła 4. miejsce, ale wspaniale rozreklamowała nową na igrzyskach dyscyplinę - wspinaczkę sportową. Na dodatek ustanowiła rekord świata w wspinaczkowym sprincie i zachwyciła urodą oraz muskulaturą. Gdyby nie ten nieszczęsny bouldering, byłoby złoto.

Minus: Łomot w sportach walki i brak mocarzy
Piątek w Tokio to był, niestety, dalszy ciąg łomotów, które sprawiają Polakom rywale w sportach walki. Teraz zapasy, wcześniej judo, boks, teakwondo. I jeden brązowy medal Tadeusza Michalika w zapasach, wiosny nie czyni. Nie lepiej jest w innej dyscyplinie siłowej, w której kiedyś brylowaliśmy, w podnoszeniu ciężarów. Gdzie te czasy Kulejów, Lipieniów, Baszanowskich...

Za nadgorliwość wylecieli z igrzysk
Cały świat, a szczególnie Polacy, stara się pomagać i wspierać Kryscinę Cimanouską, białoruską sprinterkę, która nie chciała wracać do swojego, ogarniętego reżimem kraju. Zgoła odwrotnie i niechlubnie zachowali się jej trenerzy, Shimak i Maisewicz, którzy zawieźli ją na lotnisko i próbowali wymusić powrót na Białoruś. Tłumaczy ich jedynie strach przed Łukaszenką. MKOl podjął decyzję o wyrzuceniu trenerów z igrzysk.