
46 rocznica urodzin ks. Jana Kaczkowskiego z Puckiego Hospicjum
Dla wielu ks. Jan Kaczkowski to przede wszystkim Puckie Hospicjum i nie jest to błąd. Ale działalność kapłana z Pucka wykraczała daleko poza ramy tej placówki niosącej paliatywną opiekę. Hospa była zaczątkiem, na którym ks. Jasiu - jak go w Pucku określali najbliżsi - budował swoje imperium wiedzy i empatii. Tak powstał pucki Zespół Szkół im. Macieja Płażyńskiego.

46 rocznica urodzin ks. Jana Kaczkowskiego z Puckiego Hospicjum
Dla wielu ks. Jan Kaczkowski to przede wszystkim Puckie Hospicjum i nie jest to błąd. Ale działalność kapłana z Pucka wykraczała daleko poza ramy tej placówki niosącej paliatywną opiekę. Hospa była zaczątkiem, na którym ks. Jasiu - jak go w Pucku określali najbliżsi - budował swoje imperium wiedzy i empatii. Tak powstał pucki Zespół Szkół im. Macieja Płażyńskiego.
Johnny potrafił też dyskutować ze wszystkimi i o wszystkim. Nieszablonowo i merytorycznie. Z pasją, wiedzą i niezwykłym taktem. Ale potrafił też przywalić rozmówcy między oczy boleśnie prawdziwym stwierdzeniem.

46 rocznica urodzin ks. Jana Kaczkowskiego z Puckiego Hospicjum
Charyzmatyczny, bardzo medialny, często też stawiający siebie w pierwszym szeregu - także po to, by zapewnić byt swojej placówce - umiał wytłumaczyć, że hospicjum to nie miejsce do umierania.
- Osobiście bardziej boję się żywych ludzi - mówił w wywiadzie dla Dziennika Bałtyckiego. - To żywy człowiek może buchnąć mi portfel. A tutaj, w hospicjum, to są moi przyjaciele.
Zmarł w wielkanocny poniedziałek 28.03.2016. Puck pożegnał go na mszy w farze, a Trójmiasto podczas nabożeństwa w Sopocie.
Pochowano go na cmentarzu w rodzinnym Sopocie.

46 rocznica urodzin ks. Jana Kaczkowskiego z Puckiego Hospicjum
Ks. Jan Kaczkowski Puck uczynił swoim drugim domem, a miasto i powiat odwdzięczyły się jemu, jak tylko umiały. Pochodzący z Sopotu kapłan przyszedł tu po cichu, ale szybko okazało się, że dzięki swojej charyzmie i bezkompromisowości, a czasem także poczuciu humoru, zjednał sobie dziesiątki serc.
Znajdował czas, by być przy terminalnie chorych, odwiedzać ich w domach, wspomagać słowem, obecnością, modlitwą, a także specjalistycznym sprzętem, którego w powiecie puckim po prostu brakowało. Był też nauczycielem, liderem, a czasem też kumplem, dla młodych.
Wchodzący w dorosłość mieszkańcy ziemi puckiej szybko uczyli się, że lekcje religii w puckim oksfordzie to nie tylko pogadanki o Bogu, Kościele i aniołkach, ale szkoła życia, która ma ich pchnąć na zupełnie inne tory.