
- Sekcja zwłok wykazała, że prawdopodobną przyczyną śmierci były rozległe obrażenia wewnętrzne, które mogły zostać spowodowane działaniem innych osób - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

Wywoził do lasu i bił
Śledczy ustalają, co dokładnie wydarzyło się po zabraniu Marcina z domu przez policjantów. Żadnych wątpliwości w tej sprawie nie mają koledzy z osiedla zmarłego mężczyzny. Twierdzą, że Marcin nie był pierwszą osobą, która została pobita przez tego funkcjonariusza. Powód? Najczęściej chodziło o picie alkoholu w miejscu publicznym i awantury domowe.
- Miesiąc temu zostałem pobity przez tego policjanta, ale na komisariacie. Próbowałem nawet to nagrać, ale zniszczył mi telefon. Do tej pory mam ślady na ciele po pobiciu (mężczyzna pokazuje siniaki w okolicach miednicy). Mogę przedstawić co najmniej 20 osób, które zostały pobite i wywiezione do lasu przez tego gliniarza. Później musiały wracać pieszo do domu. On miał taki zwyczaj. Pobić kogoś i zostawić w nocy w lesie - mówi 29-letni Sebastian, kolega zmarłego.

- Ten policjant był jakiś nadpobudliwy. Z innymi funkcjonariuszami z Piątku nigdy nie mieliśmy takich problemów. Wypisywali nam mandaty za picie i odjeżdżali. Natomiast ten, jak widział, że siedzimy na ławce, to już się krzywo patrzył, potrafił podejść, kopnąć i wylać piwo. Inni policjanci odwracali wtedy wzrok. Ostatnio jednak nawet ta aresztowana policjantka, która chodziła z nim na interwencje, stała się agresywna. Jakiś czas temu pokłóciłem się z bratem i uderzyłem go, a on wezwał policję. Przyjechał ten funkcjonariusz razem z tą policjantką. W domu mnie skopali. Ten policjant już wcześniej kilkukrotnie wywoził mnie do lasu i tam bił. Byłem pobity w lesie w Goślubiu, Michałówce i Witowie. Później w nocy wracałem do domu w Piątku piechotą - twierdzi 27-letni Ryszard.

Gdy pytamy, dlaczego nie zawiadomili organów ścigania, obaj mężczyźni odpowiadają, że to zrobią, ale dopiero jak będzie sprawa w sądzie.
- Marcin był naszym przyjacielem. Nie zostawiamy tak tej sprawy, jesteśmy mu to winni - twierdzą.
- Marcina znałem od lat. Chodziliśmy kiedyś do gminnego ośrodka kultury pograć w pingponga. Raczej nie był agresywny, czasem bił się, ale tylko z bratem. To było chucherko, trudno było się go bać - mówi inny kolega Marcina. - A o wywożeniu ludzi do lasu przez tego policjanta słyszałem, chociaż sam nie widziałem. Miałem z nim natomiast styczność ze trzy lata temu. Jechałem z kolegą i przekroczyliśmy prędkość. Gdy wysiedliśmy z auta, rzucił mnie na maskę, zrobił przeszukanie i zerwał mi łańcuszek z szyi. Był bardzo wulgarny. Mam wrażenie, że dopiero teraz niektórzy mieszkańcy mogą czuć się bezpiecznie, bo go zamknęli - mówi 24-latek z Piątku.