
Policja i prokurator w mieszkaniu pojawili się po kilku dniach. Zbierali dowody i szukali śladów krwi.
Śledczy nie chcą zbyt wiele mówić w tej sprawie.

Wiadomo, że ciało 30-latka w lesie pod Piątkiem (rano w Wielką Sobotę) znalazł mieszkaniec sąsiedniej wsi.

Teraz leżą w tym miejscu tylko gumowe rękawiczki. Pewnie zostawił je policyjny technik. Jedni mieszkańcy opowiadają, że denat miał połamane żebra, inni mówią o pękniętej śledzionie.

- Zwłoki były ubrane. Klapki leżały po obu stronach polnej drogi. Nie widziałem siniaków, ani ran kłutych. Na ustach była krew. Wiedziałem, że znam tego człowieka, ale byłem w takim szoku, że dopiero później dotarło do mnie, że to Marcin. Chodziliśmy razem do klasy - mówi mężczyzna, który znalazł ciało.