
Siergiej Kulida miesiąc temu dotarł z żoną do podłódzkiego Tuszyna. To miasto od kilkunastu lat współpracuje z Buczą. Trafił pod opiekę tuszyńskiego burmistrza Witolda Małeckiego , od tego tygodnia ma zacząć pracę w łódzkim urzędzie wojewódzkim.
Ma rozległe plany działania. Chce walczyć z fakenewsami dotyczącymi wojny na Ukrainie i fałszowanej przez Putina historii Ukrainy. - Nasza historia jest bardzo długa i bardzo ciekawa. Wiele nas też łączyło z Polską – mówi. Planuje też kontynuować pracę nad „Literacką Ukrainą”, a także nawiązać współpracę z polskimi i zagranicznymi mediami. Do tego chce praktycznie pomagać uchodźcom w regionie łódzkim. Swoje przeżycia wojenne planuje opisać w książce.
Kulida ma jednak nadzieję, że wróci na Ukrainę do mieszkania, w którym zostawił swoje książki.
CZYTAJ DALEJ>>
.

Jednak po tym, co się stało, będzie już inny. Siergiej Kulida przed wojną pisał książki także po rosyjsku. Teraz nie chce mieć z tym językiem nic wspólnego, postanowił wyrzucić z życia wszystko, co rosyjskie i nie chce mówić więcej w języku wroga. Jest zszokowany, że nawet jego znajomi Rosjanie popierają Putina.
- Mieliśmy bogate więzi między narodami, ludzie znali się i pobierali się ze sobą – mówi Kulida.- Do tej pory myślałam, że rosyjska armia jest cywilizowana. A to nie armia tylko jakaś dzika orda. To nawet nie ludzie, ale biomasa z automatami. Nie rozumiem tego- przyznaje.