
Złe naprowadzanie wieży
Rosjanie naprowadzali Polaków na śmierć - mówił Antoni Macierewicz na wielu konferencjach. Problem tylko w tym, że zapisy żadnych rejestratorów tego nie potwierdzają. Wynika z nich raczej, że pracownicy wieży na lotnisku w Smoleńsku niemal w ogóle się nie odzywali. Owszem, nie korygowali oni kursu nieprawidłowo schodzącego w dół samolotu, ale też nie podawali fałszywych danych, by w ten sposób doprowadzić do katastrofy. Zastrzeżeń do pracy kontrolerów jest wiele - ale akurat nie z tego powodu, że błędnie informowali załogę Tupolewa o kursie. Oni po prostu w ogóle jej prawie o niczym nie informowali.

Teoria wybuchowa
Tezy o tym, że Tupolew wybuchł w powietrzu, powracają regularnie, przedstawiają je przede wszystkim eksperci zespołu Macierewicza. Wskazywali już kilka miejsc umocowania bomby w samolocie. Przed salonką było to lewe skrzydło maszyny, wybuch w kadłubie, który doprowadził do przełamania (jeszcze w locie) samolotu w pół. Tyle że na rejestratorach lotu nie zarejestrował się żaden odgłos wybuchu - a trudno sobie wyobrazić eksplozję bomby, której nie nagrałyby prawidłowo działające czarne skrzynki. Jedyne trzaski, jakie słychać (i które według ekspertów zespołu smoleńskiego są dowodami wybuchów), to uderzenia gałęzi drzew o poszycie zbyt nisko lecącego samolotu.