Dlaczego nastolatki są wkurzające?

Renata Bożek
123RF
Najchętniej śpią do południa, spóźniają się do szkoły, nie odbierają telefonów, włóczą się nie wiadomo gdzie, rzucają ubrania na podłogę, pyskują. Jak przeżyć dorastanie syna lub córki i nie zwariować? - radzi Artur Kołakowski, psychoterapeuta w rozmowie z Renatą Bożek

Renata Bożek: "Gdybym wiedziała, co mnie czeka, gdy mój syn skończy 12 lat, nigdy nie zdecydowałabym się na dziecko. Nastolatek w domu to horror" - zarzeka się moja przyjaciółka. Gdy patrzę na jej syna, który na pytanie: "Z kim wychodzisz?’, burczy pod nosem: "To moja sprawa", a kiedy nie zrażona jego grubiaństwem matka dopytuje się dalej, trzaska drzwiami, wychodzi i nie odbiera telefonu, przyznaję jej rację. Czy można jakoś uniknąć koszmaru pt. "Nastolatek w domu"?

Artur Kołakowski: Przede wszystkim rodzice powinni popatrzeć na swoje nastoletnie dziecko jak na kogoś, kto przestaje być dzieckiem, a staje się kimś dorosłym. To stawanie się jest trudne, bo młody człowiek musi nauczyć się wielu umiejętności, które dla dorosłych są oczywiste, a dla niego nowe i niezrozumiałe. Musi nauczyć się rozróżniania to, co dobre od tego, co złe, tworzenia związków z innymi ludźmi, podejmowania decyzji. Ważnym elementem dorastania jest kwestionowanie różnych zasad, które do tej pory chłopakowi lub dziewczynie wydawały się oczywiste, np. trzeba chodzić do kościoła w niedzielę, zawsze mówimy prawdę, trzeba być punktualnym. Dla rodziców może to być szczególnie irytujące, bo nastolatek podważa to, w co wierzą i co uważają za słuszne. Ale by dziecko wyrosło na odpowiedzialnego i samodzielnego dorosłego, jako nastolatek musi się zbuntować.

Ale czy ten bunt musi polegać na rzucaniu mokrych ręczników na podłogę, rozrzucaniu ubrań po całym mieszkaniu, chodzeniu w podartych bluzach i słuchaniu muzyki na cały regulator?
To świetne rodzaje buntu, które rodzice powinni podsycać i dbać, by trwały długo. Nie żartuję! Ponieważ nastolatek musi się zbuntować, lepiej, żeby kością niezgody między nim a dorosłymi było coś, co jest, mimo że uciążliwe, tak naprawdę bezpieczne. Bałaganiarstwo to świetne pole bitwy z nastolatkiem, bo rozrzucone ręczniki, ubrania lub resztki jedzenia na łóżku to nieustanny powód do kłótni i sporów. Chłopak lub dziewczyna ma poczucie, że sprzeciwia się rodzicom, robi po swojemu, nie ulega presji. Wtedy jest szansa, że nie będzie się buntował w ten sposób, że nie wróci na noc, upije się z kolegami, zacznie palić lub używać narkotyków. Ale jeśli nie będzie miał bezpiecznych miejsc buntu, to znajdzie niebezpieczne.

Są jednak licealiści, którzy chodzą schludnie ubrani, mają porządek w pokoju, a w niedziele idą z rodzicami na spacer. Nie wygląda, żeby mieli ochotę się buntować.
Może się też zdarzyć, że rodzicom uda się okiełznać bunt nastolatka. Będzie stawiał się w domu o 20.00, układał ubrania i słuchał tylko muzyki poważnej, i to cicho, żeby nie przeszkadzać sąsiadom.

Czy to dla rodziców powód do dumy?
Przestrzegałbym przed radością z układności kilkunastolatka. Bo zwykle wpływ rodziców kończy się, kiedy młody człowiek może wyrwać się z domu. Idzie na studia i wtedy często zaczyna życie pod hasłem: "hulaj dusza, piekła nie ma". Bywa, że szaleje bardziej niż jego kolega, który w liceum nosił fioletowego irokeza lub koleżanka odmawiająca chodzenia na religię. Bo nie ma za sobą doświadczenia uczenia się podejmowania wyborów.
Czy to znaczy, że lepiej jeśli rodzice machną ręką: "Niech robi co chce?".
Ależ skąd! Barkley i Robin pisząc o nastolatkach podkreślają, że zarówno dorastające dzieci, jak i rodzice mają zniekształcony sposób myślenia. Nastolatki myślą: "Matka i ojciec powinni pozwalać mi na wszystko", a rodzice uważają: "Córka lub syn powinni się słuchać i dalej być słodkimi dziećmi, wpatrzonymi w rodziców jak w obraz". "Powinni uczyć się z zamiłowania"To nie do pogodzenia, więc obie strony muszą nauczyć się negocjowania. Rola rodziców jest ustalenie zasad życia rodzinnego, które będą akceptowalne dla obu stron. Syn chce zostać na imprezie do pierwszej, drugiej, a my uważamy, że musi być w domu przed 22.00? W tej sytuacji warto zastanowić się, pod jakim warunkiem możemy się zgodzić na późniejszy powrót. Zaproponować mu: "Jeśli z trzech kolejnych imprez wrócisz na czas, to na następnej pozwolę ci zostać pół godziny dłużej. Jeśli nie spełnisz tego warunku, skracam ci godzinę powrotu".
Wobec nastolatków zalecam tez stosowanie metody "tak" czyli: "Chcesz oglądać kino nocne? Dobrze, jak będziesz miał 17 lat, będziesz to robił, na razie masz 13, więc możesz oglądać filmy dozwolone od 12 roku życia", "Tak, możesz pić piwo, jak skończysz 18 lat".

16-letni syn mojej znajomej klnie jak szewc. Ją to doprowadza do szału, ale ani groźby, ani prośby nie skutkują. Co robić w takiej sytuacji?
Postawić sprawę jasno: "Ja uważam, że nie wolno używać wulgarnych słów i chcę, żebyś tego nie robił".

Czy to wystarczy?
Wątpliwe. Dlatego warto zaproponować: "Za każdym razem, gdy usłyszę, że przeklinasz, trafisz z najbliższej tygodniówki 50 groszy" Nastolatki dalej potrzebują jasnych komunikatów - mają prawo się buntować, ale dorośli mają obowiązek pokazywać im rozsądne granice…

W wielu programach terapeutycznych uczy się rodziców dzielenia domowych, rodzinnych zasad na nienegocjowalne (- np. dotyczące nauki, używek, seksu) oraz negocjowalne (nastolatek musi spełnić określone warunki, abyśmy zgodzili się na ustępstwa). Naprawdę warto jasno powiedzieć synowi i córce: "W innych sprawach możemy negocjować, ale tutaj nie ustąpimy". To zależy od rodziny, czego te zasady mają dotyczyć, ale w pracy z rodzicami nastolatków proponuję, by dotyczyły one alkoholu, seksu, używek, odbierania telefonu komórkowego, gdy dzwoni rodzic. Sprawę trzeba postawić twardo: "Jeśli je złamiesz, poniesiesz umówioną konsekwencję - na przykład jeśli nie odbierasz ode mnie telefonów to zabieram ci telefon na 7 dni".

Bywa jednak, że dziecko chętnie się zgadza na nasze warunki, ale z imprezy wraca zalatując piwem. Co wtedy?
Musimy być konsekwentni. "Złamałeś umowę? Ponosisz umówione konsekwencje i nie idziesz na dwie kolejne imprezy na które będziesz zaproszony. ". Jeśli tego nie zrobimy, to nie miejmy pretensji do dzieciaka, że lekceważy ustalenia i obietnice. W końcu to my musimy nauczyć go odpowiedzialnego traktowania obietnic i zobowiązań. To rodzic jest szefem. Odwrotnej strategii uczymy nastolatka - on musi nauczyć się negocjowania i spokojnego przedstawiania swoich racji. W pracy z nastolatkami mówię im: "Uczycie się negocjować z rodzicami. Co warto by było zrobić by rodzic ustąpił i zgodził się choć na część twoich pomysłów. ". Warto też pamiętać, że nastolatek dopiero się uczy dorosłych reguł życia, więc z anielską cierpliwością, ale też bez pobłażania musimy mu pokazywać, że musi brać odpowiedzialność za to, co robi.
"Gdy pytam: dlaczego nie odebrałeś paczki z poczty, przecież obiecałeś, że dzisiaj wreszcie pójdziesz?, wzrusza ramionami i tłumaczy się: zapomniałem. Ale to nie luki w pamięci, tylko kompletne lekceważenie tego, co do niego mówię" - usłyszałam to dzisiaj od sąsiadki, matki 15-latka. No i jak tutaj uczyć odpowiedzialności kogoś, kto nie słucha, co do niego się mówi?

Może mama powinna zmienić strategię i sama zacząć słuchać tego, co syn mówi? Nastolatki nie różnią się aż tak bardzo od dorosłych. Też potrzebują uwagi, akceptacji i poważnego traktowania. Też potrzebują uwagi bliskich osób. Wielu moich nastoletnich pacjentów mówi: "Ja właściwie nie lubię tej terapii, ale lubię przychodzić, bo traktują mnie tutaj poważnie". Co to znaczy? Jeśli chłopak mówi, że nienawidzi rano wstawać, to słyszy: "No tak, to dla ciebie trudne. Zastanówmy się, co z tym zrobić, by było ci łatwiej". W domu najczęściej rodzice reagują: "Jesteś leniwy i tyle", "Odłączę ci internet, to nie będziesz wysiadywał w nocy i rano wstaniesz bez kłopotów". Albo: "Ja w twoim wieku…". Z drugiej strony nie zapomnijmy o uczeniu odpowiedzialności. Amerykańscy terapeuci często mówią - wysłuchaj nastolatka, doceń i zauważ jego emocje, ale też dopilnuj konsekwencji za nie wywiązanie się z umowy. Warto zachowywać równowagę!

Jak rozmawiać z kimś, kto na pytanie: "Co było w szkole", wzrusza ramionami, mruczy: "W porządku" lub "Bywało lepiej", zamyka się w swoim pokoju i nie można z niego wyciągnąć ani słowa więcej?

No dobrze, a co pani odpowiada, gdy "Jak dzisiaj było w pracy?" pyta ktoś, z kim jest pani pokłócona lub ktoś kto wiecznie panią poucza? Opowiada pani, że koleżanka była chora i musiała pani zrobić coś za nią, szef był zdenerwowany nie wiadomo czym, a tak w ogóle to wszyscy boją się zwolnień? Zwierza się pani z tego, co panią gryzie?

No tak, rzucam coś na odczepnego, żeby nie usłyszeć: "A nie mówiłem, żebyś zmieniła pracę", "Zobaczysz, ta praca cię wykończy". Ale jeśli rodzic już dał sobie spokój z pouczaniem, a dzieciak i tak nie chce rozmawiać?
Tu warto zadać sobie pytanie: Ile razy dziennie mówimy do siebie pozytywne rzeczy? Gdy pytam o to moich klientów, zwykle odpowiadają: "a jak znaleźć czas na mówienie miłych słów, gdy ciągle wyskakują jakieś problemy?". A żeby była pozytywna atmosfera, w której nasz nastolatek otworzy się i zacznie rozmawiać, w domu musi słyszeć więcej pozytywnych opinii niż krytyki i narzekania. Zawsze można powiedzieć: "Ładnie się umalowałaś", "Masz śliczny kolor włosów", "Masz dobry gust muzyczny". "Zrobiłeś mi herbatę dbasz o mnie" "Pomogłeś przy kolacji to miłę" Doceniajmy drobiazgi. To drobiazgi, ale dają dziecku poczucie, że je akceptujemy, nawet jak nie zgadzamy się na późny powrót do domu.

Mówi pan tak, jakby nastolatki były aniołami ukrytymi pod chamskimi odzywkami i pogardą dla tego, co mówią rodzice. A przecież jak nikt potrafią dogryźć ojcu lub matce. I jak tu nie myśleć, że to najbardziej wkurzający okaz homo sapiens?

Nastolatki są czarno - białe w swoim myśleniu. Coś jest dobre lub złe. Sprawiedliwe lub ohydne. Największym autorytetem jest drugi nastolatek. Dlatego czasami nastolatki są też bezlitosne, jeśli chodzi o wytykanie dorosłym niekonsekwencji i hipokryzji. Nasze dorosłe kompromisy wydają się im nie do zaakceptowania!? Ojcu łatwiej się wkurzyć, że syn nie powiedział o wezwaniu do szkoły niż przyznać: "Faktycznie, od niego wymagam, a sam oszukuję szafa, że jestem chory".

Czyli zanim rodzice zaczną narzekać, że nastolatki są wkurzające, powinni przyjrzeć się sobie?

Dobrze, jeśli zastanowią się, jakimi są rodzicami. Wychowanie dzieci jest czasochłonne. Nie ma pigułki, która rozwiąże problem z dorastającym chłopcem lub dziewczyną. Zdarza się, ze rodzice dzwonią zrozpaczeni i mówią: "Nie chce wstać i pójść do szkoły. Niech pan coś zrobi?". Ja w takiej sytuacji mogę jedynie zapytać: "A dlaczego odwołaliście państwo ostatnie cztery wizyty?" Dlaczego niestety często ważniejsza bywa praca, zmęczenie lub wyjazd z firmy niż własne dziecko?
Często powtarzam, że wychowanie dziecka jest sztuką równie trudną jak prowadzenie tira po górskiej drodze. Obowiązuje ta sama zasada, co w każdym zadaniu, którego się podejmujemy: im więcej poświęcamy na nie czasu, staramy się, tym mamy większą wprawę i większe osiągnięcia. Jeśli rodzic przychodzi tutaj z dzieckiem i mówi: "Zapłacę za terapię", to nic z tego nie wyjdzie. Nie da się wychować dziecka wyręczając się innymi. Na pociechę powiem: większość rodzin przeżywa okres buntu dziecka, a ze zbuntowanych nastolatków wyrastają fajni dorośli.

Wróć na i.pl Portal i.pl