Faustyn Wirkus. Jak Polak został królem egzotycznej wyspy La Gonave u wybrzeży Haiti [POLSKI CESARZ HAITI] [FAUSTIN WIRKUS]

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
Faustyn Wirkus. Jedna z grafik w jego autobiografii
Faustyn Wirkus. Jedna z grafik w jego autobiografii Domena publiczna/Wikipedia
Coś takiego w XX w. nie miało się już prawa zdarzyć. A jednak. Faustin Wirkus, sierżant marines polskiego pochodzenia, został władcą wyspy La Gonave, leżącej u wybrzeży Haiti.

Uśmiechnięty przystojniak w kapeluszu marines kąpie się w balii masowany przez dwie ponętne półnagie brunetki – tak według amerykańskich brukowców miało wyglądać życie polskiego „cesarza Haiti”, sierżanta Faustina Wirkusa. Ile było prawdy w tym wyobrażeniu? Jak to się stało, że Kaszub został koronowany na władcę wyspy na Karaibach?

Tak w amerykańskim magazynie dla mężczyzn "Stag" przedstawiano żywot Faustyna Wirkus. Ciekawe, dlaczego grafik narysował kobiety jako
Tak w amerykańskim magazynie dla mężczyzn "Stag" przedstawiano żywot Faustyna Wirkus. Ciekawe, dlaczego grafik narysował kobiety jako brunetki, a nie czarnoskóre - bo takiej rasy są przeważnie Haitanki. Domena publiczna/Wikipedia

Chłopak z Kaszub
Faustin Wirkus urodził się w listopadzie 1897 r. na Pomorzu. Niektóre źródła uściślają, że przyszedł na świat w Rypinie. Pewnym jest, że jego rodzina pochodziła z Kaszub, na co jednoznacznie wskazuje jego nazwisko. Do Stanów Zjednoczonych trafił z rodzicami jako mały chłopiec. Osiedlili się w górniczym miasteczku Dupont w stanie Pensylwania. Jego ojciec pracował w kopalni. Zarabiał niewiele, dlatego też Faustin już w wieku jedenastu lat musiał go wesprzeć –wraz z rzeszą swoich rówieśników oddzielał węgiel od łupków w kopalni w Pittston. Nienawidził tej pracy. Nienawidził węglowego pyłu i brudu. Nie wyobrażał sobie, że może – tak jak większość mieszkańców Dupont – „zostać górnikiem, który za marne grosze będzie pracował pod ziemią ponad siły aż do przedwczesnej śmierci”. Chciał żyć inaczej.

W swoim mieście często mijał punkt rekrutacyjny armii amerykańskiej, z wielkimi plakatami zachęcającymi do służby w różnych formacjach. „Wstąp do marines i zobacz świat” –mówiło jedno z haseł. Doznał olśnienia – to była jego droga ucieczki. Idea, która rozpalała jego wyobraźnię w następnych latach.

Faustyn Wirkus w czasie słuzby na Haiti
Faustyn Wirkus w czasie słuzby na Haiti Domena publiczna/Wikipedia

W lutym 1915 r., w tajemnicy przed rodziną, postanowił wprowadzić swój plan w życie. Zaciągnął się do marines, oszukując przy tym komisję rekrutacyjną w kwestii swojego wieku (miał 17 lat, a przyjmowano tylko tych, którzy ukończyli 18). Tak rozpoczęła się jego droga do panowania na La Gonave.

Pierwsze lata na wyspie
Wlutym1915 r. na Haiti dochodzi do kolejnego w historii wyspy, krwawego zamachu stanu. Obalony zostaje proamerykański prezydent Jean Vilbrun Guillaume Sam. W reakcji na masakrę więźniów politycznych dokonaną przez jego siepaczy władzę nad ulicami stolicy, Port-au-Prince, przejmują powstańcy.

Prezydent zostaje rozdarty na strzępy przez rozwścieczony tłum. Wtedy stery rządów próbuje uchwycić miejscowa proniemiecka elita, która chciała, by prezydentem został antyamerykański kandydat. Waszyngton nie mógł patrzeć obojętnie na intrygi Berlina pod swoim bokiem, tym bardziej że zagrożone były także jego interesy ekonomiczne. Prezydent Woodrow Wilson nakazał wysłanie wojsk na wyspę. W lipcu 1915 r. pierwsze amerykańskie oddziały docierają na Haiti. Wojskowi zabezpieczają teren i wskazują tego „jedynego właściwego” prezydenta – Philippe’a Sudré’a Dartiguenave’a. W reakcji na to na górzystej północy i zachodzie kraju wybucha powstanie tak zwanych cacos, przeciwnych obcej interwencji chłopów. Rebelianci przenikają też do Port-au-Prince, gdzie mocno nękają amerykańską armię. Tutaj właśnie swój chrzest bojowy przechodzi szeregowy Faustin Wirkus – patroluje
miasto, uczestniczy w ulicznych bitwach z cacos. Po paru miesiącach, z przyczyn zdrowotnych, wraca do Stanów.

Przemiana w Perodin
W 1919 r. Wirkus wraca na Haiti. Jest już sierżantem – awansowano go w uznaniu niezwykłych umiejętności strzeleckich. Szybko mu się przydają, gdyż trafia do Perodin – najniebezpieczniejszego posterunku w górach północy. Zastaje tam atmosferę jak z „Jądra ciemności” Conrada. Marines z poprzedniej zmiany są wyczerpani walką i klimatem. Mają obłęd w oczach. Chodzą w zniszczonych mundurach i kreolskich kapeluszach. Wszędzie panuje bałagan. Obozowy plac zdobi makabryczny totem, który postawiono, by odstraszać powstańców – parometrowy słup z nabitymi na niego setkami czapek zabitych cacos…
Polski marine przejmuje dowodzenie na posterunku i ochoczo przystępuje do operacji oczyszczenia swojego rejonu z cacos. Na czele kilkudziesięciu czarnych żandarmów tropi ich obozy i likwiduje je po kolei. Jego ludzie mają nad powstańcami przewagę w uzbrojeniu, a pod jego żelazną ręką stają się także coraz bardziej zdyscyplinowani.

Stosujący przewidywalną taktykę chłopi uzbrojeni w motyki, topory i przestarzałe karabiny nie mają z nimi większych szans. Mogą tylko uciekać albo złożyć broń. Zabijanie nie wywołuje u Wirkusa większych emocji. W swoich wspomnieniach, nie bez satysfakcji, pisze, że w czasie jednej potyczki poczuł się jak na strzelnicy w wesołym miasteczku. „Czarne głowy wyłaniały się zza białych skał. Wiedziałem, kiedy pociągnąć za spust. Trafiłem paru z nich. To było jak rozgrywkaw» traf czarnucha, wygraj cygaro« (ang. Hit a nigger, get a cigar – jedna z rozrywek typowa dla lunaparków w USA przed stu laty – red.)” – opisywał.

Wirkusowi zdarzało się także wygrać potyczkę za pomocą jednego wystrzału. – Dostrzegłem caco chowającego się za palmą. Oszacowałem, na jakiej wysokości może znajdować się jego klatka piersiowa. Wycelowałem i strzeliłem prosto w drzewo. Bandyta padł martwy. Jego koledzy, biorąc mnie za czarownika, rzucili broń i uciekli – wspominał.

Cacos schwytani przez Marines
Cacos schwytani przez Marines Wikipedia/Domena publiczna

Zresztą nie był to pierwszy i ostatni raz, gdy Wirkus był postrzegany przez Haitańczyków jako posiadacz magicznych zdolności.Gdy rebelia cacos przygasła, polski sierżant spędzał więcej czasu w Perodin niż na patrolach. Postanowił więc zbudować sobie siedzibę, jak sam pisał, „godną swego stanowiska”. Miejscowi chętnie mu pomogli i w krótkim czasie mógł zamieszkać w drewnianym jednoizbowym domku. Jednak prawdziwy skandal wśród Haitańczyków wzbudziło to, że Wirkus kazał zrobić w nim aż cztery okna. Oni w swoich chatach najczęściej nie mieli żadnego, w obawie przed zimnem i chorobami. Pukali się w głowę, mówiąc mu, że umrze już pierwszej nocy. Jednak Polak przetrwał parę nocy bez szwanku – znów ich zadziwił.

Wirkus jednak w głębi duszy przyznawał Haitańczykom rację – w domu nocami było chłodno. Postanowił więc zbudować kominek. Cała pobliska wieś patrzyła z przerażeniem na konstrukcję, która powstawała wewnątrz chatki białego żołnierza. Myśleli, że to rodzaj czarnoksięskiego ołtarza. Rzucali mu nieufne spojrzenia. Wznoszący piec i komin miejscowy murarz co rusz wychodził z chaty do zgromadzonego tłumu, ostrzegając ich, że „biały może za chwilę stać się agresywny i niebezpieczny”. Napięcie narastało. Haitańczycy uważali, że nie można rozpalić „ogniska” w domu, chyba że ktoś chce udusić się dymem.

Kiedy kominek był gotowy, sierżant zaprosił okolicznych mieszkańców na demonstrację działania „magicznej budowli”. Gdy zobaczyli, jak płoną drwa, a dym leci poza dom, wybuchnęli śmiechem. Uznali go za cudotwórcę.

Podczas pobytu w Perodin Wirkus polubił wyspę i jej mieszkańców. O ile na początku uważał ją za „posępny raj” zamieszkany przez prymitywnych i dziecinnych dzikusów, którzy za darmo oddadzą mu własną siostrę (a spotkał się z taką propozycją…), o tyle później zaczął dostrzegać ich zalety. Poznał kreolski (zdeformowany francuski używany na wyspie), zżył się z Haitańczykami i uznał, że przy odpowiednim podejściu można z nimi owocnie współpracować. To ostatnie było dla Wirkusa szczególnie ważne. Chciał poznać to, co Haiti szczególni głęboko skrywało przed okiem białego człowieka – obrzędy wudu.

Cesarz La Gonave
Za czasów bytności Wirkusa na wyspie obowiązywał oficjalny zakaz praktyk wudu i był mniej więcej tak skutecznie egzekwowany, jak prohibicja w USA. Istniał tylko dlatego, że kreolska elita rządząca krajem obawiała się buntów, które mogli wywołać wśród mas chłopskich wpływowi i charyzmatyczni kapłani (houngani). Dla białego człowieka udział w ceremoniach był właściwie niemożliwy.

Jednak nie dla wścibskiego Wirkusa. Cwany marine dowiedział się od znajomych Haitańczyków, że w jednej wsi w czasie pełni księżyca odbędzie się„ msza” wudu. Namówił ich, by wzięli go ze sobą. Wymazał sobie ciało jakąś żółtobrązową mazią, nasunął kreolski kapelusz głęboko na głowę i ruszył na miejsce. Houngan Dessalines co prawda patrzył na niego podejrzliwie, ale uśpiono jego czujność zapewnieniami, że „ten jasny to przyjaciel z Jamajki”… Uczestnictwo w pierwszej ceremonii wudu tylko rozpaliło ciekawość Wirkusa. Nie wiedział, że niebawem sam stanie się głównym bohaterem jednej z nich.

Faustyn Wirkus na La Gonave
Faustyn Wirkus na La Gonave Domena publiczna/Wikipedia

W 1925 r., w poszukiwaniu wyzwań, Wirkus zgłasza się na ochotnika do objęcia posady szefa dystryktu na La Gonave – malowniczej wyspy położonej nieopodal stolicy, zamieszkanej wtedy przez 12 tys. mieszkańców. Przybywszy na nią, wojskowy dziwi się, że jest tak radośnie witany. Nie wie, że od paru lat Ti Memenne – miejscowa majestatycznie otyła królowa stowarzyszeń wudu, sprawująca rząd dusz na wyspie – ma go na oku. Nie wie też, że widzi w nim reinkarnację Faustina I, jednego z XIX-wiecznych władców Haiti.
Po półtorarocznym pobycie marine na La Gonave duchy ostatecznie upewniają ją w tym przekonaniu. Pewnego dnia zaprasza Wirkusa na ceremonię wudu, która okazuje się jego koronacją. Umazany krwią złożonego w ofierze koguta i z masywną koroną w rękach, otoczony tłumem oddanych mu ludzi, ledwo ukrywa wzruszenie. Został królem Faustinem II.

Ti Memenne, królowa Gonave, i Faustin II Wirkus
Ti Memenne, królowa Gonave, i Faustin II Wirkus Domena publiczna/Wikipedia

Zaufanie, jakim go obdarzono – pisał – tylko zwiększyło ciężar odpowiedzialności na jego barkach. Polak go nie zawiódł. Od pierwszych dni pobytu na wyspie Faustin Wirkus pracuje z właściwą sobie energią, roztropnością i poszanowaniem tamtejszych obyczajów. Zaczyna od spektakularnego śledztwa w sprawie nadużyć i oszustw miejscowego poborcy podatków. Wyrzuca go z La Gonave, zastępując swoim zaufanym człowiekiem.

Później poprawia infrastrukturę wyspy, m.in. buduje lotnisko i rozbudowuje przystanie tak, by mogły do nich wpływać większe jednostki.

Faustin ITo właśnie za wcielenie Faustina I został uznany nasz bohater. Faustin Soulouque został prezydentem Republiki Haiti w 1847 r.To mu jednak nie
Faustin I
To właśnie za wcielenie Faustina I został uznany nasz bohater. Faustin Soulouque został prezydentem Republiki Haiti w 1847 r.
To mu jednak nie wystarczało. Dwa lata później z pomocą wojska obalił republikę i obwołał się cesarzem, przyjmując imię Faustin I. Następnie wprowadził konstytucję wzorowaną na napoleońskiej. Być może zostałby Napoleonem Karaibów, jego karierze położyła jednak kres przegrana w wojnie z Dominikaną i wybuch republikańskiej rebelii. Po stracie armii Faustin I musiał uciec na Jamajkę. W1867 r. powrócił na Haiti – już jako polityczny emeryt. Niedługo później zmarł. Wikipedia/Domena publiczna

Ponadto rozwija rolnictwo – nakazuje miejscowym sadzić rośliny w równych grządkach, a nie – jak wcześniej to robili – na przypadkowych poletkach w dżungli. Długo zabiega o sprowadzenie na wyspę amerykańskich świń, ponieważ miejscowe uważa za zbyt chude. Co więcej, kobiety zaczynają coraz częściej pytać go o porady dotyczące leczenia chorób u swoich dzieci. By sprostać tym oczekiwaniom, Wirkus zdobywa lekarski podręcznik i z jego pomocą orzeka odpowiednie diagnozy i zaleca kuracje. Bezustannie objeżdża na mule swoje włości, doglądając ich gospodarskim okiem. Niestety, pogłoski o sukcesach polskiego marine i jego królewskim statusie dochodzą do nieodległej stolicy. Na inspekcji zjawia się sam prezydent Haiti Paul Borno w towarzystwie szefa amerykańskich wojsk okupacyjnych. Od razu widzą, że historie o białym królu La Gonave nie były plotkami.

Zauważają rewerencję, z jaką odnoszą się do niego miejscowi. Dla pierwszego Wirkus jest niebezpiecznym konkurentem, dla drugiego – żołnierzem, który złamał regulamin.

W 1929 r. Faustin Wirkus dostaje rozkaz opuszczenia wyspy. Zostaje przeniesiony do Port-au-Prince, a niedługo później wraca do USA. Jego „dobre dzieci”, bo tak pisał o mieszkańcach LaGonave, musiały radzić sobie same.

Haiti wychodzi z cienia
W 1931 r. Polak kończy służbę w marines i poświęca się rozpowszechnianiu wiedzy o Haiti. Objeżdża całe Stany z wykładami. Spisuje swoje wspomnienia w książce pt. „Biały król La Gonave”. W dużej mierze dzięki Wirkusowi i jego niesamowitym losom zachodnia nauk i media zaczynają interesować się mroczną historią najstarszej czarnej republiki oraz religią wudu.

Ponadto Wirkus na wiele lat przed zachodnimi organizacjami charytatywnymi odkrył, jak można najbardziej efektywnie pomagać Haitańczykom. Dlaczego? W artykule pt.„ A Farewell to Haiti” w „NewYork Review of Books” Misha Berlinski pisze, że uważnie śledząc wydarzenia na wyspie po trzęsieniu ziemi w 2010 r., można było zauważyć, jak nieudolnie działają struktury państwowe tego kraju. Zachodnie wsparcie finansowe, wnikając w skorumpowaną strukturę polityczno-urzędniczą Haiti, tylko w części było wydawane na te cele, które władza z Port-au-Prince deklarowała. Całe programy pomocowe często nie były realizowane, ponieważ niweczyły je korupcja, złodziejstwo i zwykły bałagan.

Wirkus błyskawicznie stał się bohaterem amerykańskiej popkultury. Prosty żołnierz, który przeżył beztrosko całe lata, władając egzotyczną wyspą – taka historia musiała się podobać czytelnikom. Dlatego Wirkus stał się bohaterem niezliczonych reportaży i materiałów w amerykańskiej prasie.

Okładka autobiografii Faustyna Wirkusa
Okładka autobiografii Faustyna Wirkusa Domena publiczna/Wikipedia

Już w 1929 r. ukazała się książka Williama B. Seabrooka „Magiczna wyspa” oparta na historii Wirkusa. Bohater „Magicznej wyspy” natychmiast został zasypany listami od czytelników, którzy domagali się szczegółów i potwierdzenia zawartych w książce – brzmiących dość nieprawdopodobnie – informacji. Wyczuwając koniunkturę, niedawny Faustin II bynajmniej nie zamierzał ukrywać swego haitańskiego epizodu. Ruszy w podróż po Stanach Zjednoczonych z odczytami (oczywiście płatnymi). Wydał wspomnieniową książkę „Biały król La Gonave”. Sprzedała się na całym świecie w łącznym nakładzie 10 milionów egzemplarzy. Wirkus nakręcił jeszcze film dokumentalny „Vodoo”. Doskonale wyczuł moment, w którym jego historia przestała przyciągać opinię publiczną –miało to miejsce pod koniec pierwszej połowy lat 30. Zarobione na książce i wykładach pieniądze zainwestował na giełdzie, co pozwoliło mu żyć w dostatku do śmierci w roku 1945.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl