Lecznicza siła magnesów była znana już w starożytności. Królowa Kleopatra nosiła mały magnes na czole jako amulet. Władczyni Egiptu instynktownie czuła pozytywne oddziaływanie pole magnetycznego, które wpływało na znajdującą się w tyle czoła szyszynkę, czyli mały gruczoł wydzielający melatoninę, zwaną „hormonem młodości”.
Pierwsze długotrwałe loty kosmiczne pokazały, że brak naturalnego ziemskiego pola magnetycznego powoduje bezsenność, wyczerpanie, depresję i osteoporozę. Dlatego Amerykanie i Rosjanie wyprodukowali lekki i mocny magnes, który zastosowano w kombinezonach jak i na statkach kosmicznych.
Problem jednak w tym, że ziemskie pole magnetyczne na przestrzeni pięciu wieków dwukrotnie osłabło. Zakłócaniu pola magnetycznego sprzyja też życie w warunkach współczesnej cywilizacji. - Im bardziej otacza nas nowoczesna technologia, tym bardziej obniża się naturalne pole magnetyczne. Syndrom braku pola magnetycznego jest jedną z chorób cywilizacji – mówi Mariusz Posłuszny, prof. dr hab. nauk medycznych w zakresie rehabilitacji.
Dlatego ludzie borykający się z różnymi schorzeniami lub profilaktycznie dbający o zdrowie poddają się zabiegom magnetoterapii. Działa ona przeciwbólowo, przeciwzapalnie, obniża ciśnienie krwi, wzmacnia układ odpornościowy, zwiększa dotlenienie tkanek i przyspiesza proces regeneracji organizmu.
Wskazań do stosowania magnetoterapii jest mnóstwo. Są to np. choroby naczyń krwionośnych, choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa i stawów, osteoporoza, kontuzje, trudno gojące się rany, stwardnienie rozsiane, nerwobóle, rwa kulszowa, atopowe zapalenia skóry, zapalenia oskrzeli i zatok, migrena, poczucie braku energii.
Ale są też przeciwwskazania. - Proponuje się, aby magnetoterapii nie stosowały kobiety w ciąży, osoby z wszczepionym rozrusznikiem serca, z chorobą nowotworową, epilepsją i czynną gruźlicą. Wymienione przeciwwskazania wynikają z braku odpowiednich badań, co nie pozwala uznać zabiegu za skuteczny i bezpieczny, jak też z podstawowej zasady przyświecającej medycynie „Primum non nocere” – wyjaśnia prof. Posłuszny.
Niestety, na magnetoterapię w ośrodkach zdrowia trzeba czekać nawet kilka miesięcy, w dodatku NFZ finansuje maksymalnie 20 zabiegów, podczas gdy do odzyskania pożądanych rezultatów potrzeba ich średnio dziesięciokrotnie więcej. Dlatego część oczekujących decyduje się na zakup sprzętu do domowej magnetoterapii.
– Starsze osoby mogą używać jej w celach terapeutycznych, nic nie stoi na przeszkodzie, by korzystali z tej terapii również sportowcy do regeneracji oraz osoby, które pragną skorzystać ze SPA w ramach regeneracji ogólnej albo odnowy biologicznej – mówi prof. Mariusz Posłuszny. Jednak zastrzega, że osoby mające jakieś schorzenia powinny używać sprzętu według zaleceń specjalistów.
Na rynku są już dostępne specjalistyczne aparaty do domowej terapii i rehabilitacji, oferowane choćby przez polską firmę Vigget.– Urządzenie to kosztuje kilka tysięcy złotych. Cena nie jest wysoka, biorąc pod uwagę to, że sprzęt kliniczny kosztuje nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zyskujemy dużo, bo nie musimy jechać do przychodni i czekać w kolejce, tylko możemy sami sobie wykonać zabieg – zauważa prof. Mariusz Posłuszny.