Tak długo jak nie jest dla nikogo szkodliwa, nikomu nic do tego. Kłopot polega na tym, że uwierzyliśmy w nieomylność guru finansowych. Trudno było nie wierzyć np. Alanowi Greenspanowi, byłemu wieloletniemu szefowi amerykańskiego Banku Rezerw Federalnych (odpowiednik polskiego NBP), który wprawdzie już kilka lat temu ostrożnie wspominał o tym, że na rynku akcji panuje "nieracjonalna przesada", ale jednocześnie utrzymywał stopy procentowe poniżej poziomu inflacji. Tak naprawdę dotował więc kredyty udzielane przez amerykańskie banki.
Guru takim jak Greenspan bardziej nawet niż my, przeciętni zjadacze chleba, wierzyli ich wyznawcy. To oni nauki mistrzów wprowadzali w nasze życie. Doradcy kredytowi, analitycy bankowi, specjaliści do spraw kredytów itd. w imieniu swoich banków pożyczali pieniądze osobom, którym już więcej pożyczać się nie powinno. Według niektórych amerykańskich banków zdolność kredytową na zakup domu mieli nawet bezrobotni. I tak banki wypuszczały na rynek coraz więcej i więcej kredytów. Deweloperzy sprzedawali coraz więcej i więcej domów i mieszkań, dilerzy - więcej samochodów itd. Obroty rosły, a wraz z nimi wartość firm. A gdy nie było czym zabezpieczać kredytów (trudno zabezpieczyć pięć kredytów jednym domem), banki tworzyły coraz to nowe instrumenty i nimi zabezpieczały pożyczki.
Czy to jest spekulacja? Dzisiaj, po szkodzie, łatwo odpowiedzieć: tak. Bo czym kierowali się panowie z bankowego okienka? Prowizją za kolejny sprzedany kredyt? Premią? Perspektywą awansu? W każdym razie korzyścią osobistą. Teraz odwróćmy tę sytuację. Wyobraźmy sobie taką oto scenę. Albo może lepiej po prostu przywołajmy ją z pamięci. Bezrobocie spada do poziomu najniższego od lat. Coraz trudniej o dobrego pracownika, szef daje nam więc podwyżkę. Żona też zaczęła zarabiać więcej. Czy to ten moment, żeby kupić większe mieszkanie, wymarzony domek, drugi samochód? Idziemy do banku po kolejny kredyt. Doradca kiwa nerwowo głową.
To niemiłe mówić klientowi, że naprawdę się nie da. Tym bardziej że klientowi bardzo zależy. Kombinujemy więc wspólnie. Pożyczamy na boku: od rodziny, przyjaciół. Spłacamy niektóre "oficjalne" kredyty, które zaciągnęliśmy na pierwsze mieszkanie, samochód. Zdolność kredytowa rośnie. Jest. Udało się. Naciągnęliśmy poprzeczkę. Czy to jest spekulacja? Wszyscy wierzyliśmy w nieomylność świętych krów, bo chcieliśmy wierzyć. Bo każdy miał z tego korzyść. Rozsądny człowiek pilnuje swojego portfela.
Aby żyło się mu i jego rodzinie wygodniej, lepiej. Grzegorz Łabędziewski dotarł do człowieka, którego potocznie można nazwać spekulantem. Rozmawiał też z ludźmi, którzy dziś są poważanymi ekspertami, ale kiedyś także zajmowali się krótkim i szybkim inwestowaniem. Kupowali, by za chwilę sprzedać. Grali pieniędzmi na dużo mniejszą skalę niż wielkie banki, ale jednak. Wszyscy oni są takimi samymi ludźmi jak my. Wszyscy jesteśmy spekulantami.