- To był typowy rejs wędkarski - mówi Wojciech Maciejewski, armator jachtu motorowego, który po kolizji ze 140 - metrowym masowcem, zatonął u brzegów Bornholmu.
Załoga z wędkarzami wypłynęła w sobotę przed północą. Nim dopłynęli na łowisko doszło do kolizji. W niewielką, kołobrzeską jednostkę uderzył najprawdopodobniej statek Begonia S, pod banderą Wysp Cooka. - Z przekazanych mi informacji wynika, że po kolizji statek popłynął dalej - mówi Wojciech Maciejewski. - To duńskie służby miały go namierzyć i zawrócić, by na miejscu, w Roenne, złożyć wyjaśnienia.
Gdy doszło do wypadku było ok. 5 rano. To czas, gdy armator zaprasza już wędkarzy na śniadanie. Wtedy doszło do kolizji. 20 - metrowy jacht motorowy otrzymał uderzenie między dziobem, a burtą. Jednostka zaczęła nabierać wody. Na szczęście wszyscy zdążyli zejść do tratwy ratunkowej. Czekali w niej na służby ratownicze.
Jeszcze w niedzielę, po wędkarzy i załogę płynie jednostka z Kołobrzegu. Ich powrót planowany jest wstępnie na jutro.
Zobacz także: Rozmowa Tygodnia GK24
POLECAMY: