Nie żyje Józef Warchoł - sportowiec i skandalista. Miał 51 lat

Krzysztof Marczyk, Rafał Wolny (AIP)
-Na triumf w mistrzostwach świata w kick boxingu Józef Warchoł czekał do 2001 roku. - Życie to jest walka, a ja zawsze daję z siebie wszystko. Nigdy nie odpuszczam, czy się to komuś podoba, czy nie. Zawsze walczę o swoje - zwykł mawiać koszalinianin
-Na triumf w mistrzostwach świata w kick boxingu Józef Warchoł czekał do 2001 roku. - Życie to jest walka, a ja zawsze daję z siebie wszystko. Nigdy nie odpuszczam, czy się to komuś podoba, czy nie. Zawsze walczę o swoje - zwykł mawiać koszalinianin Polska Press
Józef Warchoł, znany koszalinianin zmagał się z problemami zdrowotnymi. Odnosił sukcesy sportowe, był trenerem, ale też wywoływał skandale.

Józef Warchoł w ostatnim czasie był przede wszystkim trenerem Fight Clubu Koszalin. Wcześniej jednak w swojej karierze zawodniczej osiągnął wiele sukcesów sportowych. Został m.in. zawodowym mistrzem świata w kick boxingu, dwukrotnym mistrzem Europy. Dziewięć razy zdobywał mistrzostwo Polski w kick boxingu. Na arenie krajowej triumfował także w boksie i karate kyokushin. Pod koniec kariery brał udział - bez powodzenia - w walkach w formule MMA. Podopieczni Józefa Warchoła w klubie odnosili wiele sukcesów, także na arenie międzynarodowej. Wychował kilkunastu medalistów mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych. Ostatnio sporym osiągnięciem pochwalić się mógł Konrad Kozłowski. Podczas 22. Mistrzostw Polski juniorów w Wałczu zdobył złoty medal w kategorii średniej (75 kg).

"Pierwsza pięść Koszalina", jak mówił sam o sobie, był postacią kontrowersyjną i mocno angażującą się w życiu publicznym. Zmarł we wtorek rano w szpitalu w Koszalinie, borykając się z problemami zdrowotnymi. Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że wcześniej w ciągu kilku miesięcy wile razy przebywał w szpitalu. Miał 51 lat. Był osobą lubiącą żyć w świetle reflektorów. Wzbudzał swoim zachowaniem wiele emocji, najczęściej skrajnych. Skupiał na sobie uwagę nie tylko środowiska sportowego, ale też politycznego. Józef Warchoł - człowiek z charakterem, ale o dwóch obliczach Przez lata dał się poznać mieszkańcom głównie z kontrowersji, ale ci, którzy znali Józefa Warchoła bliżej, zapamiętają go pozytywnie.

"Pierwsza pięść Koszalina" równie często co z przyczyn sportowych, pojawiał się w świadomości publicznej przy okazjach niezwiązanych ze sportem. Zwykle kontrowersyjnych, jak w popularnym swego czasu programie "Big Brother", z którym pożegnał się po tym, jak na oczach widzów w całej Polsce uderzył jednego z uczestników, a następnie zaprezentował próbkę swojej siły i umiejętności na... drzwiach. Koszalinianie znali go już wówczas jako "szeryfa". Zyskał to miano za bezkompromisową walkę z wszystkim, co uznawał na niewłaściwe - często z użyciem siły. W jednym z kołobrzeskich hoteli pobił gangstera w obronie okradzionej kobiety, na terenie Gwardii poszarpał arbitra, który palił papierosa mimo zakazu. Walczył też o zakaz sprzedaży alkoholu w tamtejszym pubie. Gdy jechał rowerem i samochód zepchnął go na pobocze, dogonił kierowcę, wyciągnął z auta i wezwał policję.

Konsekwencje w końcu spotkały go za interwencję w galerii Kosmos. Zirytowany ciągłymi hałasami uprzykrzającymi życie mieszkańcom budynku, w którym mieszkał, Warchoł groził i poszarpał pracowników, za co został skazany na rok w zawieszeniu. Ostatecznie jednak mieszkańcy już więcej nie skarżyli się na poranne hałasy z galerii... Sportowiec był też aktywny politycznie. Najpierw bezpośrednio angażował się w działalność partyjną w PiS czy Samoobronie, z której list startował do Rady Miejskiej, ale bez powodzenia. W ostatnich latach skupiał się na atakowaniu rządzącej Koszalinem PO, prezydenta Piotra Jedlińskiego oraz posła Stanisława Gawłowskiego, których oskarżał o oszustwa. Atakował przede wszystkim werbalnie - z Trybuny Obywatelskiej czy w trakcie oficjalnych uroczystości, ale miał także naruszyć nietykalność głowy miasta. - To złodzieje i hochsztaplerzy, a ich czas się skończy - przekonywał, ale jego argumenty ginęły w zalewie niepotrzebnej agresji.

- Ta "aktywność" polityczna to było coś niepotrzebnego, powinien poprzestać na tym, w czym był dobry - uważa Tomasz Różański, założyciel i trener klubu bokserskiego Róża Karlino, a w latach 90. podopieczny Józefa Warchoła i pierwszy z jego licznych mistrzowskich wychowanków. - Najpierw pracowałem z Józkiem jako zawodnik, później współpracowałem jako trener i wiele się od niego nauczyłem - wspomina, dodając, że ci, którzy znali Warchoła na co dzień wiedzieli, że nie zawsze jest furiatem, jakim jawił się w życiu publicznym. - To był typowy bliźniak, a więc miał dwie twarze: z jednej strony osoby głęboko religijnej, potrafiącej poświecić się podopiecznym, a z drugiej właśnie człowieka, który nie do końca potrafi zapanować nad zachowaniami. Ja jednak zapamiętam go pozytywnie, jako człowieka z charakterem. Może nie zawsze go dobrze ukierunkowywał, ale go miał, a takich nie zostało wielu - kwituje Tomasz Różański.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

n
normalni
łeb sprawie ukręcili.
a
ania
tak, z rodziny swojej...
p
pablo
..ale jak pamiętam doprowadził do samobójstwa pewną niewinną kobietę. o tym się już nie pisze.

Wybrane dla Ciebie

Szok we Włoszech. Zaskakujący ruch selekcjonera „Squadra Azzurra”

Szok we Włoszech. Zaskakujący ruch selekcjonera „Squadra Azzurra”

Słynna polska aktorka nie żyje. Miała 78 lat

Słynna polska aktorka nie żyje. Miała 78 lat

Wróć na i.pl Portal i.pl