W lipcu ceny ropy naftowej zbliżały się do 150 dolarów za baryłkę, teraz wynoszą ok. 50 - 60 dolarów.
- Sam spadek cen ze szczytów nie był zaskoczeniem, natomiast skala i tempo tej obniżki przeszły nasze oczekiwania - mówi Szymon Araszkiewicz z firmy analitycznej e-petrol.pl.
- Spadki są efektem ogólnego kryzysu gospodarczego, który nęka rynki międzynarodowe. Jednym z efektów jest malejący światowy popyt na ropę i paliwa, co pociągnęło za sobą obniżki cen na giełdach ropy i paliw - wyjaśnia.
Jego zdaniem droga do końca kryzysu jest wciąż daleka, w związku z czym na razie nie należy spodziewać się wzrostu cen.
To, co dzieje się na świecie, ma przełożenie na polski rynek. Zarówno w hurcie, jak i w sprzedaży detalicznej na stacjach trwają spadki cen i to mimo pewnego osłabienia się złotówki wobec dolara (w amerykańskiej walucie rozliczane są paliwowe transakcje). Skala spadków cen na rynkach światowych jest jednak większa, więc ostateczny efekt dla polskich kierowców i tak jest pozytywny, bo paliwo kosztuje mniej.
- Byłoby jeszcze taniej, gdyby nasze rafinerie i właściciele stacji paliw nie stosowali wysokich marż - mówi Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliw. - Z moich wyliczeń wynika, że na każdym litrze benzyny właściciele stacji zarabiają 44 gr, a na litrze oleju napędowego 27 gr.
Zdaniem analityków ceny paliw będą spadać. Średnia cena benzyny 95-oktanowej powinna mieścić się w przedziale 3,70-3,75 zł za litr, nieco drożej może być oferowany diesel, który właściciele stacji paliw mogą sprzedawać po 3,75-3,80 zł/l. Wg prognoz średnia cena litra autogazu powinna wynosić 2,15-2,20 zł.