AKTUALIZACJA 18 SIERPNIA:
Mała Julka, która została w nocy z minionego piątku na sobotę uratowana przez swoją babcię, zaalarmowaną przez suczkę Perełkę, dalej przebywa na oddziale dziecięcym szpitala w Czeladzi, pod fachową opieką lekarską. Na razie jeszcze nie wraca do domu, do Będzina.
***
14-letnia suczka o imieniu Perełka uratowała życie miesięcznej Julii z Będzina, która nagle zaczęła cała sinieć i przestała oddychać. Te dramatyczne wydarzenia rozgrywały się w kamienicy przy ul 1 Maja w Będzinie w nocy z piątku na sobotę.
– Zasługuje na naszą dozgonną wdzięczność. Gdyby nie ona, to nie wiem, jakby się to wszystko skończyło – mówi nam Maria Hendzlik, babcia maluszka. Teraz niemowlę jest już w szpitalu w Czeladzi, pod fachową opieką, a jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Wszystko to działo się około godz. 1.00 w nocy. Babcia malucha oglądała telewizję. Była to parna, duszna noc. Niedaleko w łóżeczku leżało dziecko. Tymczasem obok w kuchni przebywał zwierzak, który od czasu urodzenia dziecka miał zakaz wstępu do pokoju. Nagle zaczął jednak przeraźliwie ujadać i szczekać. To zaniepokoiło babcię, która odruchowo spojrzała na łóżeczko i maluszka. Okazało się, że ten jest cały siny i nie oddycha.
– Julia ma kolkę, dlatego na zmianę z córką Agnieszką pilnujemy jej i cały czas ktoś przy niej czuwa. W piątkową noc Perełka nagle zaczęła tak mocno szczekać, jak nigdy wcześniej. Spojrzałam na dziecko i zaczęłam je natychmiast ratować. To był moment. Dzięki Bogu, że się udało i wszystko skończyło się szczęśliwie – mówi pani Maria.
Na miejscu zjawiła się też bardzo szybko załoga pogotowia ratunkowego, które w międzyczasie zaczęła wzywać matka maluszka, 23-letnia Agnieszka. – Babcia zaczęła klepać dziecko, potrząsać nim, zwróciła je główką w dół. Trzeba było też ocierać pianę, która nagle pojawiła się na ustach maluszka. Ostatecznie po chwili skóra malucha zaczęła robić się ponownie różowa, a oddech wrócił do normy – relacjonuje dr Czarosław Kijonka, ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu, który akurat wtedy pełnił dyżur na terenie Będzina.
– Kiedy przyjechaliśmy na miejsce dziecko już oddychało i nie znajdowało się w stanie zagrożenia życia. Jak stwierdziła babcia, ona kocha psy, dba o nie. I tak właśnie było także w tym przypadku. Jak przyznaje pies po prostu odwdzięczył się za tę wieloletnią miłość i opiekę, alarmując o tym, że w domu dzieje się coś złego. To naprawdę niecodzienna historia – dodaje.
Jak przyznaje lekarz takie nagłe epizody zagrożenia życia u niemowlaków występują właśnie wtedy, kiedy w pomieszczeniu panuje wysoka temperatura i jest duszno. Takie sytuacje mają też miejsce w zimie, kiedy włączone są kaloryfery. Sprzyja im również palenie papierosów przez matki będące w ciąży, a także palenie papierosów w domu, w którym przebywa małe dziecko. – W dziesięciu procentach przypadków, kiedy dojdzie już do takiej sytuacji jak ta, istnieje prawdopodobieństwo, że w okresie od drugiego do piątego miesiąca życia malucha może się ona powtórzyć. Dlatego trzeba dokładnie monitorować jego dalszy rozwój – przyznaje dr Czarosław Kijonka.
Mała Julia trafiła na oddział dziecięcy Powiatowego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej, a konkretnie do szpitala w Czeladzi, gdzie znalazła się pod fachową opieką specjalistów. Jej życiu nie zagraża teraz niebezpieczeństwo.
Tymczasem Perełka znajdzie się teraz na honorowym miejscu w domu. – Córka powiedziała, że zrobi jej piękne zdjęcie i oprawi w ramki – mówi babcia maluszka. Historia suczki też jest wzruszająca. – Kiedy była mała chcieli ją po prostu utopić.
Córka płakała, prosiła, żebyśmy ją wzięli. I tak znalazła się u nas. Słuchała męża, a kiedy ten zmarł słucha po dziś dzień mnie. Pilnuje nam domu. Dbamy o nią. Kiedyś spała ze mną w nogach, ale teraz, kiedy urodziła się Julia ma swoje miejsce w kuchni – opowiada pani Maria.
Zachowanie psów może nas niejednokrotnie zaskoczyć i to bardzo pozytywnie. Potwierdza to Agnieszka Chartlińska, specjalistka psychologii zwierząt. – Im większa więź łączy psa z właścicielem, tym bardziej jest on wyczulony na różne dziwne sytuacje, w tym także zagrożenie życia domowników. Wiem to sama z własnego doświadczenia, bowiem nasz kilkuletni wówczas amstaf zaczął którejś nocy około godz. 3 w nocy chodzić po pokoju i hałasować. Co się okazało, w kamienicy, w której mieszkamy wybuchł pożar. A kiedy mąż był już przy drzwiach usłyszał dzwonek. I wtedy w ostatniej chwili wciągnął do środka sąsiadkę, która niechybnie zginęłaby w buchających płomieniach – mówi Agnieszka Chartlińska.
– W tej sytuacji suczka tez wyczuła, że coś się w domu zmieniło, że nie może już przebywać w pokoju, że pojawił się tam ktoś nowy, ważny. Pewnie dlatego wszczęła alarm, przeczuwając, że coś się dzieje. Wielokrotnie prowadzono w tym temacie badania, ale nie udało się do końca znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Psy mają po prostu tak mocno wyczulone zmysły, że reagują w określonych sytuacjach. Podobnie ma się rzecz z tym, że wiedzą dokładnie, kiedy ich pan lub pani wróci do domu, choć dzieje się to często w różnych porach. To jest coś na zasadzie telepatii. I to działa – dodaje.
*Wybieramy Dziewczynę Lata 2015 ZGŁOŚ SIĘ i ZAGŁOSUJ NA KANDYDATKĘ
*Pożar gigantycznej hali w Zawierciu NOWE ZDJĘCIA I WIDEO
*Deep Sound Music Festival 2015 w Ogrodzieńcu MEGAGALERIA ZDJĘCIOWA
*Przepis na leczo SPRAWDZONY I NAJSZYBSZY
*Co z tym prądem? IKEA, Galeria Katowicka, 3 Stawy oszczędzają na świetle, przemysł wyłącza oddziały
*Erotyczna bielizna i gadżety z Zabrza podbijają rynek w Arabii Saudyjskiej