Prezentujemy drugą część rozmowy z Sabiną Piłat, pierwsza część przeczytacie tutaj: Nauczyciel musi mieć autorytet, inaczej będzie się zmagał ze światem
Nauczyciele masowo rezygnują z pracy. Czy coś może ich zatrzymać?
Magdalena Ignaciuk: Jak myślisz, co mogłoby przekonać takich nauczycieli jak ty, z bogatym doświadczeniem, z pasją do tego zawodu, żeby zostać w szkole?
Sabina Piłat: Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Ja nie wykluczam powrotu do szkoły. Finansowanie trochę się poprawiło. Myślę, że to może być jakaś zachęta. Jednak nie wiem, co konkretnie może zachęcić do powrotu. To chyba nie kwestia zachęty, raczej przekonania. Wszystko zależy od etapu, na którym się znajdujemy i czego w danym momencie potrzebujemy. Ja na ten moment nie czuję, żebym chciała wrócić do szkoły, do tego stałego rytmu – poniedziałek-piątek, dziesięć miesięcy w roku.
Wolność wyboru jest dla mnie najważniejsza, ale mogę sobie na to pozwolić, bo robię coś innego, co lubię. Nadal pracuję z dziećmi i z nauczycielami, więc nie odeszłam całkowicie od edukacji. Wiem jednak, że jeśli ktoś nie ma innej perspektywy, to nie odejdzie, nawet jeśli praca w szkole mu nie odpowiada. Co miałby robić? Jeśli nie ma innej opcji, to zostanie.
Dla wielu osób ta stabilność i bezpieczeństwo pracy w szkole są istotne. Możliwość pójścia do szkoły, dostania pensji – to wszystko daje pewność. I to może być coś, co przekona do powrotu.
Tylko pasja nas uratuje.
Tak. Wszyscy w moim otoczeniu próbowali mnie zniechęcić do studiowania pedagogiki. Mam w rodzinie kilku nauczycieli, a poza jedną ciocią, która nadal twierdzi, że to zawód z misją, wszyscy pozostali raczej mówili: "Nie, dziecko, lepiej wybierz coś innego". Moja mama i tata powiedzieli: "Rób, co chcesz", ale znajomi mówili, że to trudna praca, słabe zarobki, lepiej pomyśleć o czymś innym. I mimo wszystko poszłam na studia pedagogiczne, co uważam za jeden z najlepszych wyborów, jakich dokonałam, ale nie było łatwo.
Problemem, który często się pojawiał, było to, że oprócz pracy w szkole, trzeba było znaleźć dodatkową pracę, żeby utrzymać się na odpowiednim poziomie. I to jest jeden z większych problemów w dzisiejszej edukacji – kto chce za niewielkie pieniądze wkładać tak dużo wysiłku? Jeśli ktoś chce być naprawdę dobrym nauczycielem, musi poświęcać sporo czasu poza godzinami lekcyjnymi – na przygotowanie do zajęć, szkolenie, kontakt z rodzicami.
Przez całą swoją karierę nie chodziłam na jedno zebranie rodziców w miesiącu, ale organizowałam spotkania indywidualne z każdym z rodziców, co najmniej dwa do trzech razy w roku. To nie jest jedno spotkanie popołudniowe na dwie godziny, to poświęcanie dwóch tygodni na spotkania. Do tego wyjazdy, wycieczki, inne obowiązki.
Mimo to, finanse wciąż nie są satysfakcjonujące. Nie wiem, co mogłoby zachęcić młodszych ludzi do podjęcia pracy w szkole. Potrzebne są większe zmiany – większy szacunek dla nauczycieli, zmniejszenie nacisku na zgłaszanie nieprawidłowości i większe zaufanie do nauczycieli.
Pamiętam, jak jeszcze przed moim wyjazdem, pojawiły się informacje, że rodzice powinni zgłaszać do kuratorium szkoły, które nie zapewniają opieki międzyświątecznej. To była taka lawina zgłoszeń, która zaczęła utrudniać pracę nauczycielom, którzy zaczęli się obawiać, że narażają się na problemy. To wtedy nauczyciele zaczęli bardziej unikać jakiejkolwiek działalności, która mogła by wywołać reakcję rodziców. I tak, jak rodzice mają teraz dużo do powiedzenia, tak nauczyciele nie chcą się wychylać. Czasami lepiej nie ryzykować, bo po co narażać się na utrudnianie życia przez zgłoszenia do kuratorium.
Każde miejsce, w którym się znajdziemy, może nas czegoś nauczyć
Czy któreś z miejsc, które odwiedziłaś, szczególnie wpłynęło na twoje podejście do edukacji?
Był taki czas, kiedy złożyłam wypowiedzenie w szkole i wyjechałam na dwa lata – najpierw do Hiszpanii, a potem do Azji Południowo-Wschodniej. Przez ten czas nie byłam w szkole.
W Hiszpanii pracowałam ucząc angielskiego i francuskiego w prywatnej szkole językowej, a później, mając trochę oszczędności, pojechałam do Azji. Po tych dwóch latach wróciłam do Polski i ponownie zaczęłam pracować w szkole. Po drodze próbowałam różnych rzeczy – byłam kelnerką, później odbyłam staż w gazecie, bo marzyłam o pracy dziennikarskiej, ale szybko zorientowałam się, że to nie jest coś dla mnie. Później spróbowałam pracy w magazynie podróżniczym, ale ostatecznie dostałam propozycję pracy w szkole i wybrałam ją.
I to właśnie ta dwuletnia przerwa zmieniła moje podejście do edukacji. Zrozumiałam, że każde miejsce, które odwiedzamy, każda aktywność, którą podejmujemy, ma charakter edukacyjny. Każde doświadczenie jest nauką. To może być podwórko za blokiem, jak i daleki kraj – każde miejsce czegoś nas uczy. Staram się tę ideę przekazywać dzieciom w obecnej pracy, w ramach projektu „Wirtualne Podróże”, który jest bezpłatny i w którym biorą udział tysiące dzieci. Zachęcam je do poznawania najbliższego świata, aby mogły później odkrywać jeszcze więcej.
Tak naprawdę, to moje podróże i odkrywanie świata sprawiły, że zaczęłam inaczej postrzegać edukację i przekazywać te doświadczenia dzieciom w szkole.
To dzisiaj zostało, prawda? Bo teraz nie uczysz swojej grupki dwudziestu osób, ale docierasz do tysięcy dzieci.
Tak, jakoś tak wyszło. Edukacja zdalna pomogła, bo wszystko zaczęło się w czasie pandemii. Na początku prowadziłam lekcje na żywo tylko dla mojej klasy. W ramach tradycyjnej edukacji, robiłam im raz w miesiącu lekcje o jakimś miejscu ze świata. Później pomyślałam, że skoro robię to dla moich uczniów, to czemu nie udostępnić tego większej liczbie osób?
Ogłosiłam na Facebooku, że nauczyciele mogą wziąć udział w takich lekcjach na żywo. Przygotowywałam do nich czasem różne zadania, żeby lekcja o odległym zakątku świata łączyła się także z edukacją wczesnoszkolną. Na przykład, jeśli mówiliśmy o targach w innych krajach, to przy okazji rozmawialiśmy o finansach, o edukacji finansowej. I tak to trwa już czwarty rok. Te lekcje na żywo, w których bierze udział zazwyczaj kilka tysięcy osób.
To jest niesamowite, naprawdę. Wciąż nie potrafię wyobrazić sobie, jak to wygląda, bo nie jestem w stanie zobaczyć przed oczami tylu dzieci. A wiem, że przed ekranami jest ich tyle, a potem kolejne kilka tysięcy ogląda te lekcje, już nie na żywo, bo nie mogą uczestniczyć w czasie rzeczywistym. Jestem też współautorką podręcznika dla klas 1-3 „Ale to ciekawe” wyd. MAC Edukacja i to właśnie na stronach tego podręcznika też udało mi się przekazać sposoby na poznawanie i odkrywanie świata.
Polskie dzieci marzą o Dubaju
A któryś z tematów, poruszanych na twoich kanale, spotkał się z wyjątkowym zachwytem?
Na pewno spotkanie ze Świętym Mikołajem. To już od kilku lat robi furorę. Teraz już nie ma filmu z tej lekcji, ale to była lekcja, w której brało udział kilkadziesiąt tysięcy dzieci na żywo. To było naprawdę niesamowite wydarzenie, jedno z największych, bo było też mocno reklamowane i szeroko przekazywane.
Ale rzeczywiście, do dzisiaj te lekcje o dalekich krajach wzbudzają największe zainteresowanie. Choć część zajęć jest zawsze o Polsce i bliższych miejscach, kładę duży nacisk na to, że każde wyjście, nawet na spacer, jest odkrywaniem świata. Jednak kiedy pokazuję takie bardziej egzotyczne miejsca, one naprawdę robią wrażenie. Na przykład ostatnio Dubaj. Po lekcji o tym mieście dostałam masę wiadomości zwrotnych. Okazuje się, że dla wielu dzieci w Polsce jest to teraz marzenie – polecieć do Dubaju. To miasto jest naprawdę niezwykłe, bardzo nowoczesne, i to zrobiło na nich ogromne wrażenie.
Jakie cele i marzenia masz jeszcze jako podróżniczka i edukatorka? Co chciałabyś zrobić?
Mam jedno wielkie marzenie, którego do tej pory mi się nie udało spełnić. Pamiętam, że w 2013 roku wróciłam do szkoły i przeczytałam artykuł o nauczycielu, który rzucił pracę i wyjechał na Alaskę. On jeździł tam za psimi zaprzęgami, odbywał długą podróż i, używając telefonu satelitarnego, łączył się z grupami szkolnymi w Stanach Zjednoczonych. Szkoły mu za to płaciły, a on przeprowadzał lekcje na żywo, rozmawiając z dziećmi. Wcześniej przygotowywał materiały, by nauczyciele mogli zapoznać się z tematem, a potem na żywo łączył się z uczniami. Pamiętam, że wtedy pomyślałam: „To jest super!”. Marzyłam o tym, żeby gdzieś pojechać i pokazać dzieciom takie miejsce na żywo. I tak powstał kanał „Nauka w plecaku” oraz cała działalność związana z pokazywaniem świata. To jest namiastka tego marzenia.
Jednak nadal nie udało mi się na przykład pojechać do dżungli i przeprowadzić stamtąd lekcji na żywo. To jest moje największe marzenie, chociaż jest to bardzo trudne do zrealizowania, zarówno organizacyjnie, jak i życiowo. Ale chciałabym kiedyś znaleźć się w takim egzotycznym miejscu i móc poprowadzić lekcję na żywo stamtąd.
Sabina Piłat– edukatorka, trenerka, youtuberka i podróżniczka. Współautorka cyklu podręczników dla uczniów klas I-III „Ale to ciekawe” wyd. MAC Edukacja. Twórczyni kanału YouTube z filmami podróżniczymi dla dzieci oraz społeczności „Nauka w plecaku”. Od lat zajmuje się edukacją najmłodszych – dawniej pracując w szkole podstawowej, dziś prowadząc warsztaty i zajęcia. Tworzy materiały edukacyjne dla uczniów i nauczycieli. Pisała artykuły do prasy nauczycielskiej, a także pracowała jako dziennikarka w Gazecie Stołecznej Warszawa.
