
Mimo dwukrotnych poszukiwań ochotników, ponad setki osób, biorącej udział w nich - nie udało się odnaleźć nawet śladu Michała Rosiaka. Także prokuratura i policja przyznają, że w sprawie zaginięcia 19-letniego Michała Rosiaka nie ma przełomu. - Niestety, wciąż jesteśmy w punkcie wyjścia - przyznał w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" prokurator Michał Smętkowski.
Strażacy mają jednak swoje przypuszczenia, co mogło się stać ze studentem w feralną noc z 17 na 18 stycznia.
Przejdź do kolejnego zdjęcia --->

- Należy podkreślić, że tereny nadwarciańskie to straszne mokradła, nie wiadomo było, na co się przygotować - zaznacza Wacław Szajrych, prezes OSP Turkowice.
Przejdź do kolejnego zdjęcia --->

- Dla mnie straszna jest ta stara śluza za przystankiem Garbary, tuż koło Warty. Tam idąc od przystanku w stronę rzeki, ścieżka prowadzi prosto nad wodę. Z lewej strony są zabudowania, jest mur, nagle mur się kończy i jest półtora metra, gdzie można dojść do samego brzegu. I tam jest spad gdzieś z dziesięć metrów w dół. Stromy i murowany. Dziwię się, że to nie jest zagrodzone. Z przystanku nawet dziecko, które ucieknie matce może wpaść do wody. Jeżeli Michał przez pomyłkę gdzieś się obrócił, poszedł w tym kierunku, to on nawet nie zauważył tej rzeki. Zrobił krok w dół i mógł spaść - uważa strażak.
Przejdź do kolejnego zdjęcia --->

Czy Michał mógł utonąć? - My nie mieliśmy łódek, policja pływała po rzece i sprawdzała Wartę, szczególnie dwa takie miejsca, gdzie było podejrzenie, że może się znaleźć jakaś część ubioru studenta. Mama Michała przeżywała, że nic nie znaleźliśmy. Powiedziałem, że to dobry omen, bo skoro nie ma śladów przy rzece i w rzece to jest nadzieja, że Michał żyje - dodaje Jacek Dryjański, były policjant, jeden z inicjatorów poszukiwań studenta.
Przejdź do kolejnego zdjęcia --->