
Proces w sprawie zabójstwa Jarosława Rudnickiego
Pani Ewa cały czas tłumaczyła, że to jedynie kolega. Jak się z kimś mieszka, trzeba mu ufać - skwitował w czasie przesłuchania oskarżony. Ale przyznał: czuł się niekomfortowo, gdy J. Rudnicki przychodził do ich domu i namawiał Ewę do picia alkoholu. On sam obiecał narzeczonej, że nie będzie. Wcześniej miał problem z piciem. Po nadużyciu trunków i w sytuacjach stresowych miał zaniki pamięci.

Proces w sprawie zabójstwa Jarosława Rudnickiego
I właśnie na niepamięć powołuje się pytany o relacje z tragicznego wieczoru. Wiadomo, że 19 lutego 2017 roku, a była to niedziela, Jarosław Rudnicki ponownie odwiedził Ewę i Krystiana. Oskarżony twierdzi, że 56-latek był nachalny, więc na odczepnego wypił z nim kieliszek wódki. W pewnym momencie narzeczona kazała 37-latkowi opuścić dom. Spakował swoje rzeczy. Odjechał w samochodzie ze znajomymi. Pił z nimi w garażu w sąsiedniej miejscowości (pierwszy raz od miesiąca - twierdzi). Po telefonie swojej konkubiny przyjechał do domu. Na podwórku spotkał Jarosława Rudnickiego. W wersji oskarżonego, 56-latek miał się na niego rzucić. Do konfrontacji doszło około godziny 21.

Proces w sprawie zabójstwa Jarosława Rudnickiego
- Ja uderzyłem go dwa-trzy razy pięścią w głowę. Upadł na ziemię. Może wtedy uderzyłem go w głowę. Nie pamiętam, żebym kopał. Nie wiele pamiętam - powtarzał oskarżony. - Może użyłem zbyt wiele siły - kiedyś ćwiczyłem zapasy. Ale to się działo bardzo szybko. Zadziałała adrenalina.

Proces w sprawie zabójstwa Jarosława Rudnickiego
Z opisu obrażeń, jakich doznał J. Rudnicki, wynika, że napastnik był bardzo brutalny, a pobity mężczyzna wyglądał jak ofiara wypadku samochodowego. Miał liczne złamania kości czaszki, obrzęk mózgu. Według śledczych oskarżony faktycznie najpierw uderzył 56-latka dłonią w twarz. Gdy J. Rudnicki upadł na ziemię, oprawca rozpoczął serię brutalnych ciosów i kopnięć – głównie w głowę. Akcjonariusz Jagiellonii w stanie krytycznym trafił do szpitala. 24 lutego zmarł.