Śmierć ks. Blachnickiego. Bez opinii, bez winnych, bez kar

Piotr Woyciechowski
Piotr Woyciechowski
Dokładnie dwa lata temu prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach przeprowadził ekshumację zwłok ks. Franciszka Blachnickiego z krypty kościoła parafialnego w Krościenku. Sekcja szczątków wykonano w ramach śledztwa prowadzonego w ramach badania zbrodni komunistycznej, tj. śmierci ks. Blachnickiego w dniu 27 lutego 1987 roku w Carlsbergu i dowodów na otrucie kapłana przez agentów PRL.

Śledztwo w sprawie mordu politycznego na ks. Franciszku Blachnickim zostało podjęte na nowo w końcu kwietnia 2020 roku na skutek presji publicznej. Ujawniono przy tym szereg skandalicznych błędów popełnionych podczas pierwszego postępowania przeprowadzonego przez ten sam pion śledczy IPN w latach 2005-2006 i masowej krytyki z tym związanej (z nieustalonych do dzisiaj przyczyn odstąpiono wówczas od ekshumacji).

Ostatecznie, na skutek interwencji posła Tomasza Rzymkowskiego, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowy Polskiemu zlecił kontynuowanie czynności prokuratorskich, mających na celu ustalenie rzeczywistej przyczyny śmierci kapłana, zidentyfikowania sprawców zbrodni i, jeśli będzie to możliwe, postawienia ich w stan oskarżenia.

Mord polityczny: śledztwo po 35 latach

Ekshumację szczątków ks. Blachnickiego dokonano dopiero po czternastu latach od zakończenia pierwszego śledztwa, dwudziestu dwu od momentu sprowadzenia jego szczątków do Polski i pochowania w Krościenku nad Dunajcem oraz trzydziestu pięciu lat od daty śmierci założyciela Ruchu „Światło-Życie”. Samo śledztwo trwa już ponad dwa i pół roku. O ile wiadomo, nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów karnych. Sytuacja żywo zaczyna przypominać inne śledztwa dotyczących zabójstw kapłanów katolickich. Chociażby działania w strukturach SB komanda śmierci, które w jednym tylko roku 1989 zlikwidowało trzech księży: Stefana Niedzielaka (20 stycznia), Stanisława Suchowolca (10 dni później) oraz Sylwestra Zych (11 lipca). Znamienne.

Opinie biegłych „do szuflady”?
Celem ekshumacji było przeprowadzenie sądowo-lekarskiej sekcji zwłok kapłana, połączonej z badaniami biegłych sądowych z zakresu medycyny, kryminalistyki, antropologii, genetyki i toksykologii. Wszystkie te wszechstronne czynności szybko i sprawnie wykonano. W pracach brali udział specjaliści Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie oraz Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. J. Sehna w Krakowie. Według moich informacji biegli wszystkich specjalizacji wydali już stosowne opinie. Jednakże pomimo upływu dwóch lat opinia publiczna nie może doczekać się komunikatu o wynikach badań sekcyjnych. Nie za bardzo wiadomo, dlaczego. Nie wiemy więc, czy zakończone badania potwierdziły lub zaprzeczyły oficjalnej wersji przyczyny śmierci ks. Blachnickiego (zator płuc), a jeżeli zaprzeczyły, to jaka była według biegłych rzeczywista przyczyna zgonu, a co za tym idzie, czy odnaleziono ślady zastosowanej trucizny.

Agenci SB „Yon” i „Panna”

Na razie udowodniono, że Departament I SB (wywiad cywilny PRL) umieścił w Carlsbergu, gdzie ks. Franciszek Blachnicki tworzył m.in. „Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów”, dwóch agentów o pseudonimach „Yon” i „Panna”. Pod tymi pseudonimami kryje się duet szpiegowski małżeństwa Jolanty i Andrzej Gontarczyków (obecnie Jolanta Lange). Wykonywali oni w Niemczech ofensywne zadania wywiadowcze na rzecz komunistycznego wywiadu (i prawdopodobnie także na rzecz KGB), a stając się najbliższymi współpracownikami duchownego, jednocześnie inwigilowali go i działali na rzecz destrukcji podejmowanych przez niego przedsięwzięć. W ramach aklimatyzacji Jolanta Lange, na polecenie SB - uzyskała niemieckie obywatelstwo, którego nigdy się nie zrzekła.

trzaskowski

Rafał Trzaskowski i Jolanta Lange TW „Panna” - fotografia PAP/Radek Pietruszka.

Gontarczykowie uciekli do Polski rok po śmierci ks. Blachnickiego, tj. w kwietniu 1988 roku, w obawie przed ich aresztowaniem w związku z podejrzeniami o prowadzenie szpiegowskiej działalności na terenie RFN. Operacją ich przerzutu nadzorował osobiście płk. Aleksander Makowski – ówczesny naczelnik Wydziału XI Departamentu I SB. Niezwykle ważny oficer bezpieki dla wyjaśnienia tego, co się w rzeczywistości wydarzyło w Carlsbergu i jaką rolę odegrały w tym służby specjalne STASI oraz KGB.

Powrót małżeństwa Gontarczyków stał się dla władz PRL pretekstem do zorganizowania akcji propagandowej wymierzonej przeciwko nieżyjącemu już ks. Franciszkowi Blachnickiemu. Prym wiódł wyjątkowy łajdak, Jerzy Urban – rzecznik prasowy komunistycznego rządu. Cztery lata wcześniej Urban publicznie szczuł przeciwko ks. Jerzemu Popiełuszce. Wtedy także polała się krew kapłańska. Tak na marginesie: jest dla mnie niepojęte, żeby zaraz po śmierci „Goebbels’a stanu wojennego”, niektórzy politycy obozu solidarnościowego (na szczęście nieliczni) zapadli na amnezję i mieli czelność publicznie okazywać ciepłe uczucia dla tego odrażającego typa. Żenujące.

Mieszkańcy lokalu konspiracyjnego

Po powrocie do kraju, Służba Bezpieczeństwa zatroszczyła się o sprawy bytowe małżeństwa Gontarczyków. Szybko otrzymali przydział na mieszkania z resortowej puli. Oddano im do zasiedlenia lokal konspiracyjny o krypt. „Czanel II”, położony w Warszawie przy ul. Poznańskiej. Gontarczykowie pozostali w tym mieszkaniu już na stałe. Jolanta Gontarczyk mieszkała tam co najmniej do 2005 roku (dwa lata później zmieniła nazwisko na Lange). Ponadto duet szpiegowski otrzymał z funduszu operacyjnego SB 1000 USD w gotówce na pokrycie kosztów remontu mieszkania oraz kwotę 10.000 marek niemieckich tytułem refundacji osobistego majątku pozostawionego w Carlsbergu w Niemczech.

Od konfidenta do człowieka Trzaskowskiego

Małżeństwo konfidentów „Yon” i „Panna” nie wytrzymało próby czasu i rozpadło się. Andrzej Gontarczyk zamieszkał w Łodzi. Z kolei Jolanta Lange uwłaszczyła się na mieszkaniu przy ul. Poznańskiej. Ostatecznie przeprowadziła się do Marek pod Warszawą. Pomimo zaawansowanego wieku (w tym roku ukończyła 73 lata) aktywnie działa w lewackim Stowarzyszeniu „Pro Humanum” (nadal figuruje we władzach stowarzyszenia), które za fundusze samorządu warszawskiego, realizuje różne tęczowe projekty. W pewnym momencie stała się nawet twarzą lokalnych inicjatyw prezydenta Rafała Trzaskowskiego.
Prezydent Warszawy jeszcze dwa lata temu, pytany przez dziennikarkę TVP, dlaczego postanowił przyznać prawie 2 mln zł dofinansowania stowarzyszeniu prowadzonemu przez Jolantę Lange, która współpracowała z SB i inwigilowała ks. Blachnickiego, odpowiedział na miarę swoich możliwości: – Ja nie jestem cenzorem, nie prześwietlam przeszłości wszystkich, którzy otrzymują wsparcie ratusza, zwłaszcza w procedurach konkursowych, na różne cele dotyczące działalności obywatelskiej (…) Gdybym chciał znać przeszłość wszystkich ludzi, którzy współpracują z miastem Warszawa, to niczym innym bym się nie zajmował. (…) Zajmuję się zarządzaniem miasta i nie aspiruję, jak PiS, do budowania inkwizycji.
W podobnym tonie Trzaskowski skomentował artykuł Maciej Marosza – dziennikarza tygodnika „Gazeta Polska”, który w 2018 roku opisał przebieg tajnej współpracy jego matki – Teresy Trzaskowskiej – ze Służbą Bezpieczeństwa, jako TW o ps. „Justyna”. Trzaskowski naśmiewał się wówczas z „pisowskich hejterów”, którzy drążą przeszłość i zgłębiają historie rodzinne.
Gontarczykowie - wierni służbie SB. Do końca
Z dostępnych w IPN akt operacyjnych SB wiemy, że Gontarczykowie współpracowali z bezpieką do końca jej istnienie tj. do 1990 roku. Co ważne, w materiałach nie można odnaleźć żadnej wzmianki o zakończeniu współpracy. Z dwudziestu zidentyfikowanych przeze mnie oficerów Departamentu I SB, zajmujących się na różnych etapach operacją wywiadowczą „YON”, tylko pięciu z nich zakończyło służbę z chwilą likwidacji Służby Bezpieczeństwa. Pozostali podjęli pracę w Zarządzie Wywiadu UOP. Wyjątkiem jest płk. Aleksander Makowski, który choć nie poddał się weryfikacji, zdecydował się na tajną współpracę z UOP, a potem z WSI.
Kiedy w 1990 roku powstawał Urząd Ochrony Państwa, według koncepcji przygotowanej i realizowanej przez gen. Czesława Kiszczaka, funkcjonariusze Departamentu I MSW z automatu (z pewnymi wyjątkami) stali się funkcjonariuszami Zarządu Wywiadu UOP. Do grona tych funkcjonariuszy należeli oczywiście także oficerowie prowadzący agentów „Yon” i „Panna” - mjr Waldemar Mendzelewski vel Dorantowski i mjr Robert Grochal vel Bielecki (obaj już nie żyją). Mendzelewski jeszcze w latach dwutysięcznych, jako funkcjonariusz, pracował pod przykryciem Konsula Generalnego RP w Mińsku.

UOP i SB: ciągłość kadrowa, operacyjna i mentalna
Ewidencja operacyjna Departamentu I MSW automatycznie stała się ewidencją operacyjną Zarządu Wywiadu UOP. Podobnie zasoby archiwalne wywiadu PRL stały się z automatu częścią archiwum ZW UOP. Tak samo UOP postąpił z aktywami operacyjnymi krajowymi oraz zagranicznymi komunistycznego wywiadu. Tym samym w ramach nowej służby zapewniono pełną ciągłość kadrową, operacyjną oraz mentalną z SB. Przez cały okres istnienia Urzędu Ochrony Państwa, Zarząd Wywiadu był kierowany i kontrolowanych przez dawnych funkcjonariuszy SB. Na czele zarządu stali tacy ludzie SB jak: gen. Henryk Jasik, gen. Gromosław Czempiński czy gen. Bogdan Libera. Do kierownictwa ścisłego nie dopuszczono żadnej osoby wywodzącej się z solidarnościowej opozycji, z wyjątkiem krótkiego okresu pełnienia przez Piotra Niemczyka funkcji zastępcy dyrektora wywiadu. Lecz i on, po objęciu przez gen. Gromosława Czempińskiego stanowiska Szefa UOP - co miało miejsce po wygranych przez postkomunistów wyborach parlamentarnych w 1993 roku - został wypluty jako obce ciało. Nie bez znaczenia jest także fakt, iż pierwszym szefem Agencji Wywiadu, służby utworzonej w miejsce zlikwidowanego Urzędu Ochrony Państwa, został postkomunista – Zbigniew Siemiątkowski.

Możliwe, że Jolanta Lange kontynuowała współpracę z nowymi służbami specjalnymi. Możliwe, że służby roztoczyły parasol ochronny nad Gontarczykami. Możliwe też, że prokuratorzy katowickiego IPN, prowadzący śledztwo w sprawie zabójstwa ks. Franciszka Blachnickiego, mierzą się z ograniczeniami wynikającymi ze skutków tej opieki. I wreszcie możliwe, że ograniczeń tych, z przyczyn nie leżących po ich stronie - nie mogą pokonać.

Piotr Woyciechowski specjalizuje się w historii służb specjalnych PRL. Pełnił funkcję Wiceprzewodniczącego Komisji Likwidacyjnej WSI oraz członka Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. W niniejszej publikacji prezentuje wyłącznie prywatne opinie i stanowisko.

Twitter: @PiotrW1966

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl