
Ciało umieszczane jest w nowoczesnym piecu, w którym temperatura wynosi około 1000 stopni Celsjusza. Kiedy komora zostanie szczelnie zamknięta, rozpoczyna się proces spopielania. Po około półtorej godziny prochy są starannie wybierane z pieca.

- Niebawem w naszym zakładzie zamontowane zostaną kamery i bliscy zmarłego, siedząc w specjalnie przygotowanym pokoju, będą mogli oglądać, jak ciało trafia do pieca - zapowiadał tuż po otwarciu krematorium Leszek Ostrowiecki. Jak dodaje, niektórzy pragną być wtedy osobiście przy osobie zmarłej, jest to dozwolone, ale takie sytuacje wywołują naprawdę wielkie emocje.

Mimo olbrzymiej temperatury panującej w piecu, kości nigdy nie spalą się do końca. - Szczątki osoby zmarłej są wygarniane do urny technicznej, która jest następnie umieszczana w specjalistycznym młynku. Tutaj pozostałe szczątki są rozdrabniane na proch - wyjaśnia Piotr Ostrowiecki. Dodaje, że potem prochy muszą wystygnąć. Nie wolno przesypać ich do urny, gdy są jeszcze ciepłe.

Historia budowy spalarni w Pińczowie sięga roku 2010. Na temat spopielania zwłok krążyło wiele mitów, ludzie kojarzyli tego typu inwestycje z komorami gazowymi w obozach koncentracyjnych dlatego nie chcieli ich w swojej okolicy. Teraz jednak taki sposób "pochówku" staje się coraz bardziej popularny i jak podkreślają właściciele spalarni w Pińczowie, technologia, którą się tu wykorzystuje jest całkowicie bezpieczna dla środowiska i nieuciążliwa dla otoczenia. - Na kominach odprowadzających dym zainstalowano specjalne filtry, które eliminują wszelki zapach. Tak naprawdę do atmosfery dostaje się tylko ciepłe powietrze i para wodna - wyjaśnia Piotr Ostrowiecki.
Osobno trzeba zakupić trumnę oraz urnę, w której umieszczone zostaną prochy.