Niedzielny wieczór w Zielonej Górze był gorący. I to dosłownie. Główną licytacją Finału WOŚP była możliwość „podpalenia radnego” - tak promowali to organizatorzy. Po długim przerzucaniu się kolejnymi kwotami ostatecznie licznik zatrzymał się na 3300 zł. I zawrzało...
- Dla 14 procent Polaków przemoc fizyczna w polityce jest dopuszczalna. A tylko 66 procent całkowicie przemoc w życiu politycznym wyklucza - mówi radna Anita Kucharska-Dziedzic. - To nie był pokaz kaskaderski, w którym udział można było wylicytować, ale to było licytowanie spalenia - na niby - konkretnego człowieka, płacenie za przyjemność patrzenia na płonącego. Kiedy u nas bawiono się w zabij na niby polityka, w Gdańsku rzeczywiście zabito prezydenta Adamowicza. Co za rok? Oblewanie kwasem, gazowanie?
Aukcję wygrał wicemarszałek lubuski Łukasz Porycki. Licytował prywatnie.
- To nie było podpalenie! Nigdy nie było takiego pomysłu - zastrzega. - Hasło było tylko chwytem marketingowym, aby więcej osób zainteresowało się aukcją i można było uzyskać jak największą sumę. Strażacy by nawet na coś takiego nie pozwolili. Trzy jednostki OSP zabezpieczały tę sytuację. Wszystko było pod kontrolą.
Wicemarszałek Porycki wyjaśnia, że radni gasili z bliskiej odległości płonące pojemniki. - Wyglądało to tak, jakby byli w ogniu, ale w ogniu nie byli - mówi.
- Wszystko było odpowiednio przygotowane i zabezpieczone - zapewnia radny Marcin Pabierowski, który brał udział w akcji. - Mieliśmy maski tlenowe, żaroodporne stroje. Dzień wcześniej odbyły się próby. Licytacja była z przymrużeniem oka. Liczyła się dla nas zbiórka pieniędzy na dzieci.
Robert Górski, drugi z „podpalanych radnych”, dodaje, że nad ich bezpieczeństwem czuwali ratownicy, strażacy...
- Tytuł spowodował, że sięgnąłem do internetu i sprawdziłem, o co chodzi. Nie zdarzyło się nic złego. Hasło odniosło swój skutek - zauważa strażak z 30-letnim stażem. - Hasło „spal radnego” źle się kojarzy. Ale prawda jest taka, że jeśli chcemy coś medialnie nagłośnić, dajemy kontrowersyjny tytuł, a w rzeczywistości nie robimy nic złego. Tak było w tej sytuacji.
- Wcześniej organizowaliśmy licytację na przykład „olej radnego” - przypomina Paweł Wysocki z zielonogórskiego sztabu WOŚP. - Zawsze podchodziliśmy do nich z dystansem. Dzień Finału WOŚP jest takim momentem, że nie przyszłoby nam do głowy, by taka licytacja była źle zinterpretowana, wywołała mowę nienawiści! W końcu to dzień pełen radości.
Wysocki twierdzi, że akcja była konsultowana ze strażą pożarną. Dosłowne podpalenie radnych nie miało miejsca. Licytujący podpalał substancję, która znajdowała się w specjalnym naczyniu. A radni gasili ogień gaśnicą.
- Mieszkańcy świetnie się bawili. To miało być widowiskowe, było bezpieczne - dodaje Wysocki. - Nie wiedzieliśmy o sytuacji, która działa się w tym samym momencie w Gdańsku. Gdybyśmy mieli informacje, na pewno byśmy z licytacji zrezygnowali. Nie będziemy organizować więcej takich akcji. I postaramy się lepiej dobierać słowa.
POLECAMY RÓWNIEŻ PAŃSTWA UWADZE:
CZYTAJ WSZYSTKO O 27. FINALE WOŚP!
