- Pogoda była idealna - bezchmurne niebo i słońce, żadnej wichury - nic, co zwiastowałoby jakiekolwiek załamanie pogody - opowiada Michał Kruszona, dyrektor Muzeum - Zamek Górków w Szamotułach, który wybrał się w Tatry na kilkudniowy odpoczynek
- W piątek jest dokładnie tak samo - piękne słońce, chmury zawieszone poniżej szczytów, bajkowo! Jestem już dość wysoko w górach i przynajmniej na razie nie zapowiada się na to, by pogoda mogła się zmienić - by mogło wydarzyć się coś złego - dodaje.
Sprawdź też: Burza w Tatrach. Wśród poszkodowanych jest rodzina z Wielkopolski. Dwie siostry są w ciężkim stanie
Gdy rozpętała się burza Kruszona był ok. 3 km od Giewontu - u wyjścia z Jaskini Mroźnej w Kościelisku, w połowie drogi miedzy Kirami a Ornakiem. W górach, z którymi związany jest od lat, przeżył już wiele, ale wczorajsza burza - jak przyznaje - była czymś nieprawdopodobnym.
- Chodzę po górach już bardzo długo i widziałem większe burze, ale ta była specyficzna - wyładowania następowały nagle i jakby... z niczego. Jedno wyładowanie, potem drugie i kolejne. Uderzenia były potężne! Absolutnie potężne! Nieco wcześniej zacząłem schodzić w stronę Kir, bo widać już było, że coś się dzieje, choć nadal nic nie zwiastowało żadnej katastrofy. Pozostali turyści, a było ich sporo, reagowali podobnie. Do Kościeliskiej wjechała policja - zawracała ludzi z szlaków, prosiła o wyjście z doliny. Pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego! - opowiada.
Czytaj też: Tragiczne skutki burz w Tatrach. Znana jest tożsamość ofiar
W deszczu dotarł do Zakopanego, strasznie przemoknięty. Dopiero tam ludzie dowiedzieli się o tragedii, jaka rozegrała się na Giewoncie i w okolicy. W mieście czuć było ogromne poruszenie.
- Helikoptery latały non stop - mówi Michał Kruszona - Helikopter TOPR-u zwoził ludzi z gór, a bodajże 4 kolejne transportowały ich dalej do szpitali. Zakopane nie jest duże, więc ta akcja ratunkowa działa się na naszych oczach - tym bardziej, że helikoptery latały bardzo nisko. Do tego mnóstwo służb ratunkowych - samochodów straży pożarnej, policji - wspomina.
Początkowo zamierzał wybrać się na Kondratową, ale w ostatniej chwili zmienił plany. - Na szczęście - mówi dziś z ulgą - Podobno zorganizowano tam szpital polowy. Gdybym tych planów nie zmienił, wszystko mogłoby inaczej się potoczyć - dodaje.
Góry wymagają pokory. Gdy człowiek zostaje sam na sam z żywiołem, nie pomoże tu żadna aplikacja w smartfonie.
- Dziś, będąc w domach zupełnie inaczej przeżywamy burzę, ona nie jest już taka straszna. Ale, gdy wychodzi się w góry i na granicy lasu człowiek staje z nią "jeden na jeden", to dopiero wtedy zdaje sobie sprawę z tego, co to jest za żywioł. Dawniej, ludzie żyjący na wsiach w górach mieli do czynienia z potężnymi burzami, teraz nie i myślę, że również dlatego, to wczorajsze zdarzenie jest dla nich takie traumatyczne. Zresztą, każdy kto był kiedykolwiek na Giewoncie doskonale wie, że - tak jak wszędzie wysoko w górach - tam nie ma gdzie się schronić. Gdy piorun uderzył, ludzie zostali sami z żywiołem - komentuje dyrektor szamotulskiego muzeum.
Źródło - Szamotuły Nasze Miasto: "Gdy piorun uderzył, ludzie zostali sami z żywiołem" - Michał Kruszona opowiada o tragedii na Giewoncie
Zobacz zdjęcia z akcji ratunkowej w Tatrach:
Burza w Tatrach. Piorun uderzył w Giewont, są ofiary śmierte...
Sprawdź też: Jak się zachować w czasie burzy? Zobacz zasady bezpieczeństwa
Zobacz też:
Ile zarabiają polscy piłkarze? Lewandowski na czele listy. A...
Sprawdź też:
