Łódzki artysta Paweł Hajncel urządził kolejny antykościelny happening. Tym razem pojawił się w ochronnym stroju chemika z tablicą „Uwaga substancja drażniąca” oraz sprzętem do odkażania, po to, by oczyścić ulicę po procesji. Towarzyszył mu mężczyzna w stroju arabskiego szejka w okularkach z trupimi czaszkami. Pogryzał opłatki w kształcie hostii.
- Procesja zawłaszcza ulicę jako miejsce kultu. Ja chciałem przywrócić ją do stanu normalnego, by znów można było po niej jeździć - tłumaczył Hajncel.
Happener nie miał szczęścia. Najpierw został wylegitymowany przez policję, ale puszczono go wolno.
- Jest biały, czysty, nieposzukiwany - ogłosił policjant.
Artysta dogonił procesję na ul. Czerwonej i zaczął udawać odkażanie terenu. Kilka osób zaczęło fotografować happenera. Wtedy jeden z idących w procesji mężczyzn wyciągnął gaz i psiknął na jednego z fotografów, potem zaczął gonić Hajncla.
Interweniowała policja, która zatrzymała napastnika.
- Uderzył mnie, na szczęście tylko w bok, dostałem też gazem w twarz, ale na szczęście miałem ochronne okulary – mówił po zdarzeniu Hajncel.
Zatrzymany napastnik przeprosił artystę, tłumacząc, że puściły mu nerwy, a przedmiot, którym pryskał, chwilę wcześniej ktoś wcisnął mu do ręki. Hajncel miał w planach złożenie zeznań na policji.
Paweł Hajncel, artysta znany z antykościelnych happeningów, szczególnie upodobał sobie procesje Bożego Ciała. Trzy lata temu wystąpił na procesji w różowym kostiumie motyla, był też białym niedźwiedziem, seksowną pielęgniarką oraz księdzem domagającym się udzielania sakramentów za darmo.